W niedzielne południe, płocka Wisła rozegrała swój pierwszy mecz w PKO Ekstraklasie w sezonie 2020/2021. Rywalem była Stal Mielec, która wróciła do Ekstraklasy po dwudziestu czterech latach. I nie poległa. Udało jej się zremisować, a gdyby była skuteczniejsza to wróciłaby do Mielca z trzema punktami.
Początek meczu to zwyczajowe badanie możliwości przeciwnika. Przez dobre parę minut, żadna z drużyn nie stworzyła sobie żadnej okazji. W Wiśle wyróżniał się Angel Garcia, ustawiony w tym meczu na lewym skrzydle. Przejawiał on wyjątkową chęć do gry, ale miał spore problemy, żeby posłać dobre dośrodkowanie w pole karne. Również Dawid Kocyła starał się przedzierać z prawej strony I to on w trzynastej minucie powinien wykorzystać sytuację sam na sam, ale fatalnie spudłował. Więcej z gry w pierwszej odsłonie meczu miała Stal. Między innymi po dobrym strzale Petteriego Forsella musiał wykazać się Krzysztof Kamiński, bramkarz płockiego klubu. Zresztą, jego dobre interwencje w drugiej połowie uratowały Wisłę przed porażką. Statystyki z pierwszych czterdziestu pięciu minut były przerażające. Stal oddała siedem strzałów na bramkę, z tego dwa celne, a Wisła? Trzy. Celnych zero.
W drugiej połowie kibice, którzy pojawili się w liczbie 1318 osób spodziewali się lepszej gry swoich ulubieńców. Niestety, poza wywalczonym szybko rzucie rożnym, Wisła nie stworzyła żadnej godnej uwagi akcji. Natomiast Stal zdobyła bramkę. Andreja Prokić z trzech metrów sfinalizował akcję swojej drużyny. Wcześniej dwukrotnie interweniował Kamiński, ale przy tym mocnym strzale pod poprzeczkę nie mógł nic zrobić. Podobnie jak Paweł Żuk, który próbował ten strzał zablokować, ale to graniczyło wręcz z cudem.
Po stracie bramki nastąpiły zmiany w Wiśle Płock. Na boisku pojawili się między innymi Patryk Tuszyński za Cilliana Sheridana, który nie pokazał zupełnie nic w ataku, oraz Damian Rasak. Zmiany jednak nic nie dały, Wisła dalej biła głową w mur mimo optycznej przewagi. Stal w jakiś sposób kontrolowała przebieg meczu i była bardzo bliska wygrania. Na jej nieszczęście, w osiemdziesiątej czwartej minucie na boisku pojawił Aleksander Pawlak i była to zmiana trafiona w stu procentach. Po pięciu minutach popisał się kapitalną asystą do Mateusza Szwocha, który strzałem głową pokonał bramkarza gości, Rafała Strączka. Warto dodać, że był to jedyny celny strzał Nafciarzy w tym meczu! A z taką skutecznością, wygranie ze Stalą było wręcz niemożliwe.
Nie można być zadowolonym z postawy Wisły w tym meczu. Piłkarze mogą być szczęśliwi tylko z tego powodu, że tego meczu nie przegrali. Dużo pracy jeszcze przed nimi, żeby ich dyspozycja zdecydowanie wzrosła. Nic specjalnego nie pokazał Filip Lesniak, który przychodził do Płocka jako ten, który miał w jakiś sposób zastąpić Dominika Furmana. Tymczasem dziś grał bardzo asekuracyjnie i gdy miał piłkę przy nodze to natychmiast oddawał ją do najbliższego kolegi. Jedynie czym się wyróżnił to żółta kartka. Słabszą dyspozycję Wisły można tłumaczyć tygodniową kwarantanną z powodu zakażenia jednego z piłkarzy koronawirusem, ale mimo wszystko mecz z beniaminkiem PKO Ekstraklasy powinno się wygrywać. Za tydzień rywal będzie zdecydowanie inny. Lech Poznań może być bardzo bezlitosny i mając w pamięci zeszłoroczne 0:4 można się obawiać, że kilka treningów w przyszłym tygodniu znacząco dyspozycji Wisły nie zmieni. Początek spotkania o 17.30, 30 sierpnia.
Łukasz Zieliński
fot. Sebastian Wiciński/Wisła Płock