Poranek. Przybiegam do siedziby radia. Jestem spóźniona, zaspałam. Prawą ręką próbuję wcelować kluczem w zamek, by otworzyć podwoje muzycznego świata. Lewą odruchowo zaglądam do skrzynki. Mój wzrok zatrzymuje się na ułamek sekundy. Ktoś jednak nas kocha. Dostaliśmy paczuszkę.
Wchodzę do środka. Siadam przy okrągłym stoliku w kolorze jasnego drewna. W rękach obracam przesyłkę. Otwieram po chwili zastanowienia. Rozdzieram papier, folia bąbelkowa pęka pod palcami w satysfakcjonujący sposób. Odklejam taśmę. Płyta. Ktoś przysłał nam płytę.
Tym kimś była grupa Slavic Jazz Underground. Tytuł „Jare Gody” i portrety muzyków, które przyciągają wzrok. Estetycznie i w stonowanych kolorach. Zapowiada się dobrze.
Włączam płytę. Pierwszy utwór. I już wiem, że poranne nerwy zaraz zostaną uspokojone. („Wielka Matko”)
Slavic Jazz Underground to zespół, który powstał w warszawskiej sali prób. Składa się z siedmiu osób, a każda z nich wprowadza do twórczości grupy coś unikatowego. Jak sami mówią, grają „intensywną miejską muzykę orientalno-ilustracyjną”. Spoili jazz z elementami słowiańskimi, zaprosili gości polskiej sceny folkowej, dołożyli improwizację, a koloryt tej mieszanki uzupełniają miejskie rytmy, inspirowane hip-hopem i r'n'b. („AK-47”)
Trzy śpiewające panie i czterech panów instrumentalistów otwierają przed nami podwoje świata, który krył się nieznany, a za którym ukrycie tęsknimy. Otoczeni betonowymi wieżami, pełnymi zawiści i straconych pieniędzy, zamykamy oczy i przenosimy się w świat magii i ludowości. Wyobraźnia podpowiada nam obrazy iście skanseńskie – dzięki dźwiękom widzimy pełną radości i pracy wieś, czujemy zapach świeżo pieczonego chleba. Czujemy ciepło ogniska, rozpalonego w środku nocy. Tańczymy wokół niego.Może wycieczka do lasu w poszukiwaniu kwiatu paproci?(„Ganja Tune”)
Po wysłuchaniu czuję się silna. Jak Kaśka, bohaterka jednego z utworów. Gotowa do przenoszenia gór, gotowa do zmiany świata.Porywa się z motyką na Słońce, odzywa się w niej młodzieńczy bunt, młodzieńcza, niczym nieskrępowana, naiwna idea, którą chce dokonać, rewolucjonizując świat. Oh młodości, któż z nas tak nie miał. Kaśka patrzy w przyszłość przez nieco zbyt różowe okulary i odważnie próbuje dokonać zmian. Czy jej się uda? („Kaśka”)
Płyta się kończy. Rejestruję to po chwili od wyłączenia się odtwarzacza. Jestem zaczarowana, czuję zapach świeżej trawy i deszczu, chociaż jest upalnie. Coś we mnie pękło. Poranne nerwy odeszły w niepamięć. Pozostał tylko spokój. I zostaje tylko Fernweh – zamiłowanie do włóczęgi i tęsknota za miejscem, w którym się nigdy nie było.