Mecz ze Śląskiem Wrocław w 29 kolejce PKO Ekstraklasy, był ostatnim w rundzie zasadniczej sezonu 2019/2020 na stadionie Wisły Płock. Jako jeden z kilkunastu akredytowanych dziennikarzy, miałem okazję obejrzeć spotkanie na stadionie. Wcześniej biuro prasowe w komunikacie instruowało dziennikarzy o zasadach poruszania się po obiekcie i reżimie sanitarnym. Już na wjeździe na parking, ochrona w maseczkach przeprowadzała pierwszą identyfikację uprawnionych do wjazdu, po której można było przejechać na ogrodzony i wyznaczony parking w Strefie 2. Do strefo 0, mieli tylko wstęp piłkarze i sztaby szkoleniowe. Po zaparkowaniu, udałem się w maseczce do wejścia na trybunę wschodnią, w pierwszej kolejności odebrałem akredytację, zmierzoną mi temperaturę (miałem 36.6 C) i pod czujnym okiem delegata Ekstraklasy i ochrony mogłem skierować się na wyznaczone miejsce dla dziennikarzy.
Dziennikarze i wszyscy będący na stadionie, mieli obowiązek mieć zakryte usta i nos. Przebieg meczu i wynik doskonale jest znany, przegraliśmy 1-2 z wrocławianami. To był mój drugi mecz, w którym uczestniczyłem jako dziennikarz, rozgrywany bez publiczności po wznowieniu rozgrywek. Uczucie, które mi towarzyszyło, to przede wszystkim przeświadczenia, że sport bez kibiców, bez wrzawy, dopingu i emocji płynących z trybun jest przygnębiający. Cisza i pustka. Tylko było słychać pokrzykiwanie zawodników z murawy i trenerów z boksów dla rezerwowych, te elementy składowe widowiska sportowego, które umykają, kiedy trybuny są pełne.
Mecz oprócz dziennikarzy, fotoreporterów oglądała na żywo czwórka gości z Wrocławia i kilka osób z Wisły Płock, wśród nich prezesi - Jacek Kuszewski i Tomasz Marzec. Mecz w pierwszej połowie przysporzył sporo radości kibicom Wisły. Kruszewski na trybunach w chuście w barwach Wisły Płock na stojąco przyglądał się temu co dzieje się na boisku. Po straconych szansach Tomasika i Furmana, widać było jak Kruszewski mocno przeżywa to co dzieje się na boisku, jego nerwowe ruchy i gesty zdradzały towarzyszące mu emocje. Wreszcie w 37 minucie wybuchła radość, Kruszewski, Marzec i kibicujący Nafciarzom na stadionie wznieśli ręce w górę w geście triumfu, po strzelonej bramce przez Michalskiego. Tak też pewnie było wśród kibiców przed telewizorami, którzy śledzili mecz na żywo.
Czas na przerwę, kilka słów wymienionych w kameralnym gronie dziennikarzy z Płocka, jeden zapalił fajka, któryś poszedł do Toi Toia, pełni nadziei i wiary wracamy na swoje miejsca.
Druga połowa, gra zmienia się na niekorzyść gospodarzy. 71 minuta, pierwsza stracona bramka przez Wisłę. Gest zdenerwowania Marca, niezadowolenie Kruszewskiego i przy tym radość gości. Widać jak nerwowo stąpa z nogi na nogę, przypominam, Prezes cały czas ogląda mecz na stojąco. Niepewnie spogląda za siebie, nasz wzrok na kilka chwil się spotyka. Jest remis, słychać z ławki rezerwowych pokrzykiwanie trenera Sobolewskiego na swoich zawodników, z murawy piłkarze mobilizują się na wzajem do walki. Obraz gry się nie zmienia, cały czas trwa napór ze strony gości. 86 minuta, druga stracona bramka przez Wisłę. Marzec oburącz łapie się za głowę, schyla się, chowa głowę między nogi, widać po jego zachowaniu jak mocno przeżywa utratę bramki, jak czuje oddalającą się szansę na walkę o górną ósemkę. Maseczka na nosie i ustach skutecznie zasłania grymas złości, który pewnie pojawił się na twarzy po utracie bramki. Kruszewski stojący nie opodal, łapie za chustę i zasłania oczy. Ten moment robi na mnie ogromne wrażenie. Ciarki przechodzą mi po ciele. Czuję, że to szczególna chwila. Przez dłuższy czas, Kruszewski z zasłoniętymi oczami stoi w bezruchu. Głowa pochyla mu się w dół z bezradności. Przejmujący widok, biorąc pod uwagę pusty stadion i kontekst ostatnich doniesień związanych z Prezesem. Czy popłynęły mu łzy, co myślał ? To wiem tylko On. Po chwili zdejmuje z oczu chustę i mocno ściskając niebiesko-biało-niebieski szalik wraca do oglądania meczu. Pozostało jeszcze 15 minut grania. Gwizdek. Koniec spotkania. Radość wygranych, smutek pokonanych.
Musimy opuścić stadion, zgodnie z wytycznymi. Patrzę, te kilka osób, które były na meczu, one też opuszczają trybuny, jako pierwszy w pośpiechu i zdecydowanie wychodzi Marzec, po schodkach kierując się do budynku. Do tej części obiektu nie mają dostępu dziennikarze, nie można zadać pytania, poprosić o komentarz. Na trybunie zostaje samotnie Kruszewski. Na początku stoi i patrzy w stronę zachodniej części stadionu, gdzie zawsze siedzą najwierniejsi kibice, gdzie nie raz zdzierał gardło kibicują swojej ukochanej drużynie. Widzi pustkę. Po chwili siada. Siedzi opuszczony, patrząc na zieloną murawę, gdzie jeszcze przed chwilą biegali zawodnicy, gdzie jeszcze kilkanaście minut wstecz tliła się nadzieja na mistrzowską grupę. Siedzi i patrzy na puste trybuny, co sobie myśli, siedząc na swoich ukochanym stadionie?
Kiedy już jestem na koronie stadionu, kierując się w stronę wyjścia i spoglądam za siebie. Cały czas widzę siedzącego na krzesełku samotnego Jacka Kruszewskiego, na stadionie, z którym niewątpliwie związane jest jego życie.
Co dalej, czy ten obraz, który cały czas mam przed oczami, z którym się z Wami podzieliłem, to zapowiedź końca pewnej epoki w klubie?
Czy mowa ciała Jacka Kruszewskiego, jednoznacznie nasuwa myśl, co może niebawem się wydarzyć?
cdn...