Za drużyną piłki nożnej Wisły Płock koniec gry w roku 2023. Po 18. meczach Wiślacy ma na koncie 29 pkt i zajmuje 5. pozycję w tabeli Fortuna 1 Ligi. Od 26 października trenerem Nafciarzy jest Dariusz Żuraw. Posłuchajmy trenera i jego historii.
Na początek zapytam, co było impulsem, że zdecydował Pan się na niełatwy kawałek chleba, czyli zostanie trenerem piłki nożnej?
- To był czysty przypadek, powiedziałbym, bo po powrocie z Niemiec jeszcze rok grałem w Arce Gdynia. Później już był taki moment, kiedy ten przeskok z Bundesligi do ekstraklasowej Arki Gdynia był mocno odczuwalny. To były tak duże różnice w organizacji klubu w tych wszystkich szczegółach, że doszedłem do wniosku, że nie ma sensu dłużej tego ciągnąć, bo była to bardziej męczarnia niż jakaś przyjemność. Wróciłem z rodziną do Wielunia, tam, gdzie do dzisiaj mieszkamy. Zaczęliśmy budować dom i, tak szczerze mówiąc, to nie miałem takich planów, żeby być trenerem, bo wiem, że jest to ciężki kawałek chleba. Przyszedł taki moment, kiedy mam dwóch synów i córkę. Moich dwóch synów też grało w piłkę. Jeden z tych synów namówił mnie do tego, żeby założyć drużynę taką, żeby pograć. Ja z racji tego, że tych kontaktów trochę miałem, to udało mi się stworzyć fajny zespół. Taki młodych chłopaków, to byli wtedy 10-latkowie bodajże. Z tymi chłopakami zacząłem się bawić i tak mnie to wciągnęło, że do dzisiaj już jestem trenerem.
Zanim pan został trenerem, miał pan bardzo ciekawą i bogatą historię jako piłkarz nożny. Z tej bogatej historii dzisiaj jako trener też pan na pewno czerpie wzorce i pomysły.
- Nawet przed chwilą rozmawiałem tutaj z Bartkiem Kondrackim odnośnie do zachowania na ławce i tego, jak się trener zachowuje w szatni, jak reaguje na pewne rzeczy. To jest taka rzecz, którą się wyciąga. Ja pracowałem u wielu trenerów i polskich, i zagranicznych. Mogę się pochwalić, że do Niemiec ściągał mnie Ralf Ragnick. To jest trener bardzo znany w Niemczech, trener, który zmieniał piłkę w Niemczech. Dzisiaj jest selekcjonerem reprezentacji Austrii, układa całą strukturę zespołów reprezentacyjnych. I ja jestem takim człowiekiem, który od każdego stara się coś wyciągnąć, od każdego coś. Oczywiście to, co ja dzisiaj robię, to jest moje i staram się iść swoją drogą. Natomiast nie ma co ukrywać, że tych ludzi doświadczonych warto podglądać, warto słuchać, co mówią. Warto też to, co dobre, to, co się chce wdrożyć do swojej pracy też to po prostu wdrażać. Bo to jest doświadczenie, które ci ludzie wypracowali, tak, jak ja czerpałem od nich, tak oni czerpali od innych.
Tego chyba nikt nie wie w Płocku. Aczkolwiek to będzie bardzo ciekawa historia. Zaczynał pan od piłki ręcznej.
- Tak. Chyba do 17 roku życia w piłkę ręczną grałem. I nawet nieźle mi to szło, muszę powiedzieć. Natomiast ta piłka ręczna juniorska się skończyła. Zespołu seniorskiego nie było i jakoś tak przypadkiem zacząłem grać w piłkę nożną. Grałem w piłkę nożną wcześniej, bardzo to lubiłem, byłem niezły też. Natomiast nie grałem w zespole, bo grałem w piłkę ręczną, ale to się później zmieniło. Tak, jak mówię, dosyć przypadkowo zacząłem grać w B klasie, później w A klasie, przeszedłem wszystkie szczeble rozgrywek w Polsce. Później wyjechałem do Niemiec na 7 lat. Druga Bundesliga przez rok, a później 6 lat pierwsza. Także myślę, że troszeczkę w tej piłce przeszedłem i trochę widziałem.
W tej piłce ręcznej miał pan przyjemność grać przeciwko jednemu z obecnych trenerów w Płocku Krzysztofowi Kisielowi?
- Tak, tak, oczywiście. Ja pochodzę z województwa łódzkiego i tę ligę graliśmy z tymi zespołami z województwa łódzkiego. Natomiast braliśmy udział w wielu turniejach i między innymi z Wisłą Płock, bo było kilka takich zespołów, które liczyły się w juniorskiej piłce ręcznej. W Łodzi była Anilana, tutaj była Wisła Płock, my jeździliśmy na turnieje do Gdańska, Wybrzeże, Malbork, było Końskie, bardzo fajny zespół, który też w piłce juniorskiej kiedyś zdobywał Mistrzostwo Polski. I my też mieliśmy taką fajną grupę, która dobrze grała w piłkę ręczną. Dlatego byliśmy na te turnieje, do tych takich powiedzmy topowych zespołów zapraszani.
To jeszcze ten wątek dokończymy takim faktem, że miał pan też możliwość i szansę przyjścia do Płocka. Nie skorzystał z niej pan, bo może historia potoczyłaby się zupełnie inaczej.
- Całkiem możliwe. Był taki moment, kiedy miałem sygnał od mojego trenera z Wielunia, że pyta się o mnie Wisła Płock. Był jeden klub też, który się pytał, ale to myślę, że nie było na tyle konkretne, żeby do czegoś doszło. Zresztą kiedyś te czasy były troszeczkę inne. Człowiek myślał: ma szkołę, trzeba ją skończyć, trzeba zrobić maturę i szukać pracy. Jakoś tak nie było takiej myśli, że ja zawodowo będę grał w piłkę ręczną czy w piłkę nożną. Zresztą mówię o piłce ręcznej. Był taki moment, kiedy kończył mi się kontrakt w Lubinie. I druga ciekawostka byłem na rozmowach w Płocku u pana Dmoszyńskiego. Tylko że wtedy Wisła spadła z Ekstraklasy, nie utrzymała się i ja finalnie wylądowałem w Hanowerze.
To też fajna historia. No ale jednak trafił pan do Płocka.
- Już za trzecim razem, można powiedzieć.
Jako trener piłki nożnej. Nie zawodnik piłki ręcznej ani piłki nożnej. Pierwsza myśl, jaka panu przyszła do głowy, kiedy dostał pan propozycję objęcia funkcji trenera i szkoleniowca Wisły Płock?
- Klub z ogromnym potencjałem do rozwoju. To był dla mnie taki kluczowy aspekt, bo ja już w kilku klubach byłem. I w takich topowych klubach jak Lech Poznań, byłem i trochę w niższych ligach też pracowałem. I dla mnie ważne było, jeżeli to nie jest klub z Ekstraklasy, tylko z I ligi, żeby to był klub, który chce coś zrobić, który ma potencjał na to, żeby coś zrobić. Tutaj ta wizja przedstawiona przez prezesa i dyrektora, tylko ja też nie będę ukrywał, że też osoba Darka Sztylki była tutaj bardzo istotna, bo uważam, że bez dobrej współpracy dyrektora i trenera trudno jest coś osiągnąć. Trudno jest zbudować coś fajnego. My mamy swoje doświadczenia w dobrych klubów i będziemy chcieli je tutaj wdrażać tak, żeby nie tylko zespół dobrze grał, ale żeby ogólnie rzecz biorąc, klub powoli wchodził na taki wyższy poziom organizacyjny.
Etyka pracy. Czego pan od siebie wymaga i od zawodników?
- Czego ja od ciebie wymagam? Ja staram się merytorycznie i sumiennie przygotować do tego, jak będę chciał grać, jak będzie miał grać mój zespół i do tego, jak treningowo do tego będę dążył. I tego też wymagam od mojego sztabu, żeby każdy był też taki. Z premedytacją wziąłem ludzi takich, których znam, wiem, czego się po nich spodziewać. Oni też wiedzą, jak ja pracuję, na co zwracam uwagę, jaki mam model pracy. I stąd też taka była od początku rozmowa, żeby jednak tych ludzi wziąć swoich, żeby też był impuls taki dla zespołu, że przychodzi ktoś inny ze swoimi ludźmi, którzy wiedzą, czego chcą. I wydaje mi się, że nawet w tych kilku meczach, które tutaj graliśmy, ten zespół może nie w każdym aspekcie, bo wiadomo, że w tej ofensywie oczekiwalibyśmy wszyscy więcej, ale jeżeli chodzi o taką dyscyplinę taktyczną, to te ostatnie dwa mecze pokazały, że jesteśmy w stanie grać tak, jak chcemy.
No właśnie. Dotknął pan słowa „taktyka”. Kolejne moje pytanie jest takie: taktyka czy kreatywność na boisku?
- Myślę, że jedno i drugie. Bo jeżeli mówimy o grze ofensywnej, to oczywiście my mamy swoje jakieś schematy rozegrania, ale ja zawsze powtarzam piłkarzom: to wy jesteście na boisku, to wy macie piłkę przy nodze i wy decydujecie, czy podacie do przodu, czy do tyłu, czy wejdziecie w drybling, czy oddacie strzał, czy podacie do kolegi, który jest w lepszej sytuacji. Mamy swoje schematy, natomiast do przodu absolutnie kreatywność. Natomiast z tyłu musi być pełna dyscyplina, bo bez tego się nie da.
No właśnie, jak duży ten margines kreatywności, indywidualności na boisku pan dopuszcza w ofensywie? Rozumiem, bo w defensywie musi to być jednak uporządkowane.
- W ofensywie duży. Jak największy. I tutaj, tak jak mówię, nie narzucam zawodnikom, gdzie mają grać. Nawet wczoraj mieliśmy taki przykład tego. Do końca nie wiedzieliśmy, w jakim systemie wyjdzie Sosnowiec, bo grał i 4-4-2 grał 4-2-3-1 i grał też trójką, grał 3-4-3. My przedstawiliśmy zawodnikom każdy i zawodnicy wiedzą byli świadomi. Natomiast w pierwszej połowie nie do końca to wszystko funkcjonowało tak, jak trzeba. W drugiej, po drobnych korektach udało się już lepiej operować piłką przez to, żebyśmy po prostu lepiej ustawieni na boisku. Nasze wahadła już podeszły troszeczkę wyżej, były między linią obrony, a w tych półprzestrzeniach, nasze dziesiątki były bardziej w półprzestrzeniach. To powodowało, że Sosnowiec miał większy problem z tym, żeby do nas doskoczyć. My mieliśmy z racji tego więcej miejsca, ale to, co zawodnicy później już zrobili z piłką, bo myśmy bardziej ustawieni i wiedzieliśmy o tym, jak się poruszać, to, co już zawodnik zrobi z piłką, to już jest tak, jak pan mówi jego kreatywność, jego pomysł na to, co zrobi. No i tak szczerze mówiąc, umiejętności.
Wczoraj Sosnowiec był bardziej defensywnie ustawiony. Czy pan spodziewał się, że właśnie tak szczelniej będą grali zawodnicy z Sosnowca i trudniej będzie zawodnikom z Płocka przełamać ten opór, bo widać było, że na otwarcie drużyny Sosnowca nie było można liczyć.
- Zasadniczo te wszystkie mecze, które ja tutaj jestem trenerem, poza meczem z Motorem Lubin i pierwszą połową do momentu czerwonej kartki. To był jedyny mecz, który był otwarty z Motorem Lubin i my w tym meczu naprawdę w tej pierwszej połowie nam się grało dobrze. Natomiast jak byśmy popatrzyli - Chrobry Głogów, zespół wycofany dopiero w momencie, jak stracili bramkę, strzelili i dopiero ten mecz się otworzył. Odra Opole, Znicz Pruszków. Odra przyjechała tutaj też w pierwszym momencie, żeby nie stracić bramki. Każdy z tych zespołów jechał tak, żeby nie stracić bramki. A z reguły czy w I lidze, czy w Ekstraklasie największym problemem jest atak pozycyjny. I to jest najtrudniejsza rzecz do dopracowania, do wytrenowania, no bo tutaj trzeba mieć już jakość.
Liczby: na 18 punktów, które mógł pan zdobyć, bo jeden mecz został przełożony, wywalczone 13 punktów, 10 bramek strzelonych, 5 bramek straconych. Jak spojrzałem na te liczby, to zawsze w kolejnych meczach dwie bramki udawało się Wiśle strzelić. Oprócz tego feralnego meczu ze Zniczem Pruszków. Taki krótki komentarz do tych liczb.
- Na pewno w ofensywie możemy więcej. Nie ukrywam tutaj, że możemy. Jeżeli chodzi o ten jeden mecz, na pewno to jest taka troszeczkę zadra z tym Zniczem. Natomiast też realnie patrząc, w tym meczu mieliśmy duże, duże problemy. To jest takie małe słowo, bo jak wypada tylu takich dobrych, doświadczonych piłkarzy. Wiemy też, jak ważnym zawodnikiem dla zespołu jest Łukasz Sekulski. On wczoraj grał z bólem kolana. Nie wszyscy o tym wiedzą, ale przed meczem, na rozgrzewce był taki moment, kiedy nie wiedzieliśmy, czy da radę, czy nie da rady. Wziął tabletkę, zagrał i trzymałem go praktycznie do samego końca. Dlatego, mimo że jakoś tam dobrze nie grał, to jest takim dobrym duchem zespołu. W tym meczu go brakło i nie daliśmy rady. Natomiast co do reszty to uważam, że my w tych meczach nie graliśmy jakiejś wielkiej piłki. Natomiast trzeba też wiedzieć, że graliśmy zespołami, które się broniły, dobrze na celu miały przyjechać i nie stracić gola w momencie, kiedy traciły tego gola. Mecz się troszeczkę otwierał i było nam łatwiej. Dlatego tutaj chwała chłopakom, że grali dobrze w defensywie, byli zdyscyplinowani, nie pozwolili przeciwnikom na nazbyt wiele, a te jedną czy dwie bramki zawsze daliśmy radę strzelić i stąd mamy tyle punktów.
Od kiedy pan przyszedł do Płocka, zawsze z tyłu głowy mam te pierwsze zdania pana o tym, żeby ciułać punkty, że to jest najistotniejsze w tym momencie, że styl zostawmy na razie na boku, taki pełen pragmatyzm. Zastanawiam się, jak mocno musi pan sam ze sobą też walczyć, żeby ten pragmatyzm utrzymać i nie wpajać w zawodników, żeby jednak grali trochę ładniej, ofensywniej, ale żeby jednak byli bardziej efektywni na boisku, to też do trenera dużo zależy.
- Tak, tak. Natomiast to nie jest tak, że ja zawodnikom nie każę grać ofensywnie, wręcz przeciwnie, my chcemy grać, a to jeszcze nie wszystko nam wychodzi to w ten sposób, bym powiedział. Natomiast też nad tą grą defensywną żeśmy pracowali mocno, nad tymi fazami przejściowymi, bo to jest taka liga. Tu dużo czasu poświęcaliśmy na stałe fragmenty. One przynoszą w końcówce efekt, bo ta bramka i wczoraj Laskowskiego to była po stałym fragmencie wybita, zebrana druga piłka i w tym w meczu poprzednim tak samo. Rzut wolny, wybita piłka, uderzenie Szymańskiego, Sekulski strzela bramkę. W defensywie też żeśmy to poprawili, bo przeciwnik w zasadzie nie dochodzi do żadnych sytuacji, więc na razie ta gra w defensywie wygląda lepiej niż w ofensywie.
Liczby mówią same za siebie. Tylko pięć bramek straconych w tych sześciu meczach, a dziesięć strzelonych.
- Natomiast jestem przekonany, że możemy grać i ładniej, i skuteczniej do przodu.
No to znowu wyprzedził pan kolejne moje pytanie, tutaj mam słowo „ładnie” wpisane. Czy da się w I lidze w Polsce grać skutecznie i ładnie dla oka?
- Da się. Zawsze wszyscy patrzą przez pryzmat wyniku. Jakby ktoś popatrzył na Podbeskidzie, które prowadziłem w tamtym sezonie, to ja rozmawiałem z wieloma i trenerami, i prezesami, i ludźmi, którzy komentują, że Podbeskidzie jest jednym z zespołów, które gra najładniejszą piłkę. Oczywiście tego nikt głośno nie mówi, dlatego, że brakło punktu do szóstego miejsca, do baraży. Natomiast jak się popatrzy w te wszystkie statystyki, które są ogólnodostępne, to w tych ofensywnych statystykach Podbeskidzie było z reguły w każdym aspekcie w pierwszej trójce. Zresztą podobnie starałem się grać w Lechu.
Mecz ze Zniczem Pruszków dobitnie uwidocznił też braki kadrowe w Wiśle. Bardzo dużo pracy czeka przed rundą wiosenną. Moim zdaniem w tym meczu właśnie przez te braki kadrowe mogliśmy zobaczyć innych zawodników. Widać było, że to wszystko nie idzie w takim kierunku, żeby zmiennicy dawali tyle samo jakości, co pierwszy garnitur.
- No tak, to się zgadza. Aczkolwiek tutaj akurat ta kadra jest szeroka. Jest trochę problem z kontuzjami, bo tych urazów było sporo, a mimo to jednak zawsze mieliśmy kogo wystawić. I to nie było tak, że te różnice były jakieś diametralne. Zresztą te ostatnie mecze pokazują, że zmiennicy dają radę, bo i w tym poprzednim meczu, i we wczorajszym ci, którzy weszli na boisko, spisali się dobrze. Zgadzam się tutaj i to jest też rzecz, o której ja rozmawiam praktycznie codziennie z dyrektorem i na spotkaniach z prezesem, że ten zespół potrzebuje wzmocnień i nie potrzebuje uzupełnienia kadry, bo ta kadra jest, powiedziałbym, nawet za szeroka. Natomiast potrzebujemy jakości, jeżeli chcemy tutaj grać lepiej w piłkę i stawić czoła tym zespołom z góry, które będą się bić o Ekstraklasę, to na pewno potrzebujemy kilku wzmocnień. Nie uzupełnień, ale wzmocnień.
Jest Pan od kilku tygodni w Płocku. Nie wiem, czy miał pan okazję oglądać mecze II Wisły. Czy są zawodnicy z tych rezerw, którzy mają potencjał dołączenia do pierwszej drużyny w I lidze i przyszłości dla wychowanków Wisły Płock? Czy miał pan okazję już przyglądać się tym zawodnikom albo przynajmniej usłyszeć opinie na ten temat? Jakie jest Pana podejście w ogóle w takiej kwestii, tożsamości klubowej, czyli jednak włączania w proces treningowy i meczowy wychowanków danego klubu?
- Ja jestem bardzo za takim podejściem. Tak też pracowałem w poprzednich klubach. Choćby na przykładzie Lecha czy Zagłębia Lubin można powiedzieć, że ci piłkarze, których wdrażaliśmy do pierwszego zespołu i po jakimś czasie stawali się kluczowymi zawodnikami, kluby też na nich sporo zarobiły. Chciałbym, żeby też tak było tutaj. My ten zespół obserwujemy i ja, i sztab i Bartek Kondracki, który ma dużą wiedzę na temat tego, co się dzieje w Akademii. Trenuje teraz z nami Kuczko. Zostanie on dołączony do naszego zespołu i pojedzie z nami na obóz. On jest takim wyróżniającym się tutaj zawodnikiem. Czy jeszcze ktoś? Na ten temat będzie jeszcze dyskutować z dyrektorem, kto po prostu na to zasługuje. Bo nie chcemy brać zawodnika tylko po to, żeby wziąć. Jeżeli ktoś będzie na tyle dobry i wyróżniający się to po prostu damy mu szansę i będziemy go wdrażać.
Kibiców zawsze interesują transfery. To jest taki punkt zapalny w wielu sytuacjach. Okienko transferowe - kto przyjdzie, kto odejdzie? Jakie deficyty ma nasza drużyna, żeby je nie uzupełnić, tylko wzmocnić i żeby dać ten impuls walki o ewentualną jeszcze szansę gry o Ekstraklasę?
- Przechodząc do konkretów, to na pewno potrzebujemy bramkarza do naszego "Gradzia". Bo sytuacja z Kamińskim jest taka, że prawdopodobnie, nie jest to jeszcze na 100%, ale prawdopodobnie zostanie w Chorzowie, więc tutaj na pewno będziemy potrzebowali bramkarza takiego, który tę rywalizację podejmie. Na pewno potrzebujemy wzmocnić środek obrony, bo to są też takie newralgiczne pozycje. Z grą w defensywie zespół z Płocka miał trochę problemów. Rozważamy propozycję środkowego pomocnika, rozważamy pozycję napastnika, no i zobaczymy, jak będzie sytuacja z młodzieżowcami, czy też tutaj będziemy jeszcze chcieli kogoś dołączyć do drużyny, czy wystarczy nam to, co to, co mamy.
Poza sportowo - Dariusz Żuraw Gdzie ładuje baterie? Czym się interesuje? Wiemy, że piłką ręczną. Może nawet ogląda rozgrywki Ligi Mistrzów, gdzie gra Orlen Wisła Płock.
- Oczywiście, ostatnie dwa mecze na żywo.
Muszę zaprosić Pana do mojego stanowiska komentatora jako eksperta piłki ręcznej.
- Ekspertem może nie jestem, ale lubię takie rzeczy.
Jeśli może Pan uchylić trochę rąbka tajemnicy. Pasje poza sportowe. Jakieś zainteresowania?
- Na pewno sport, bo ja ten sport u mnie towarzyszy od lat, od dziecka, przez dorosłość i cały czas w tym sporcie jestem na różnych stanowiskach, etapach, ale ten sport jest cały czas. Jeżeli chodzi o coś jeszcze innego - uwielbiam łowić ryby. To prawda, nie mam na to za bardzo czasu. Rok temu dostałem na urodziny od żony taki super sprzęt i nie miałem go jeszcze okazji wykorzystać, więc na pewno tutaj jakieś chwile wolnego. To jest rzecz, którą lubię. Na ogół jestem domatorem, mam piękny dom z ogrodem. Jak mam tylko chwilę czasu, jadę i coś tam sobie działam. Spędzam czas z żoną, z dziećmi, jak przyjadą, bo też mam już dorosłe dzieci. Każdy jest inny, każdy jest gdzie indziej, ale teraz jest właśnie taki czas, kiedy będziemy razem w domu i posiedzimy, pogadamy, coś tam pewnie porobimy razem.
À propos wędkarstwa, to jest w Płocku jeden z wybitnych wędkarzy, mistrz Mariusz Sułek. Może uda nam się spowodować, żeby się panowie spotkali, na ryby razem się udali, bo tutaj na Wiśle jest dużo łowisk i dużo wędkarzy. Może uda się zorganizować taki wypad.
- Byłoby mi niezmiernie miło. Bardziej na takich stojących wodach łowię. Zobaczyć coś nowego jak najbardziej.
Pan wyczyn wędkarski, jeśli chodzi o rybę?
- To już tak szczerze mówiąc, to chyba nic jakoś takiego wielkiego mi się nie udało złowić. Standardowo jakiś tam szczupak, jakiś karp.
Bardzo Panu dziękuję za rozmowę. Życzę wszystkiego dobrego i spotykamy się już w rundzie wiosennej z nowym obliczem Wisły. Mam nadzieję.
- Jestem pełen takiej nadziei na to, że może uda się tutaj ten zespół na tyle wzmocnić. I na tyle przygotować dobrze i pokazać temu zespołowi i tym chłopakom, że potrafią grać w piłkę, zaproponować im coś ekstra, bo też taki plan mamy, żeby ta Wisła była nie tylko efektywna, ale też efektowna, żeby ściągnąć tutaj kibiców na stadion, bo po to się gra, żeby tworzyć widowisko i nie tylko tam przepychać te mecze po 1:0, ale też zagrać fajną piłkę.
Rozmawiał Michał Kublik
Reklama