Naszym gościem jest Marcin Pendowski, basista, kompozytor, autor tekstów, producent muzyczny.
radiomixx.pl: Przede wszystkim, jak się czujesz po dość poważnym wypadku? Co się wydarzyło? Jakie są rokowania, jeśli chodzi o przyszłość?
Marcin Pendowski: Jechałem sobie motocyklem główną drogą na próbę i chłopak mi w ostatniej chwili wyjechał samochodem, tuż przed nosem. Miał czerwone światło. Nie było szans, by w niego nie gruchnąć. Obrażenia miałem olbrzymie: połamana czaszka, wstrząs mózgu, połamana miednica, bark, kciuk, sporo drobnych rzeczy. Jakie są rokowania? Na pewno to, że wywinąłem się spod kosy, jest dużym bonusem. Dla mnie ważne jest, że nie wiozłem wtedy ani żony, ani dzieci i ich nie rozwaliłem, bo chyba bym umarł z bólu, gdyby tak się wydarzyło. W tej chwili nie jestem w stanie chodzić samodzielnie, mam tylko jedną rękę sprawną. Na szczęście pamiętam to, co się wydarzyło kiedyś, pamięci mi nie wykasowało. Mam koordynację rąk. I ważne, by psychicznie się nie dołować, bo podejrzewam, że to dopada ludzi po takich dzwonach, którzy leżą i nikt do nich nie przychodzi, nie pociesza ich, nie rozmawia. Ja takich przyjaciół mam mnóstwo, cały czas ktoś przychodzi, rozmawia, to jest super. Też wymyśliłem sobie, że będę pracował w tym czasie. Chociaż pracował, to jest dla mnie, jak górnik bierze kilof i łupie urobek w kopalni. Chodzi, by nie popadać w depresję i nie łapać dołów.
radiomixx.pl: Jest z tobą twój syn Vincent. Czy tata dobrze mówi? Daje sobie radę po wypadku? Pomagasz mu trochę?
Wincent Pendowski: Coś pomagam. Na przykład jak tata się o coś opiera i chce się położyć, to idę po kule i daję mu. Cieszę się, że tata jest w domu.
Marcin i Wincent Pendowscy, Michał Kublik
radiomixx.pl: Jak zobaczyłem cię pierwszy raz na live po wypadku, po rekonstrukcjach – wiem, że dla ciebie twoja praca, jeśli chodzi o granie, tworzenie, komponowanie jest ogromnie ważna i jest czymś niesamowicie ważnym i to bardzo istotny czynnik rekonwalescencji i rehabilitacji, powrotu do normalności. Dokończmy rozmowę o utworze „Gratulujemy”. To trzeba pewnie lekarzom też pogratulować.
MP: Oj tak. Na Szaserów, w Wojskowym Instytucie Medycznym, poskładali mnie chyba jacyś potomkowie Michała Anioła, bo nie mam gęby poharatanej jak Frankenstein. Mimo tego, że miałem czachę połamaną chyba w 10 miejscach, pospawali ją na jakieś blachy, z pancernika Bismarck chyba. Niezła akcja.
radiomixx.pl: Wysłałeś swoją ostatnią płytę do produkcji, jeśli chodzi o wersję winylową. Przygotowałeś do emisji kolejny utwór – „Gratulujemy”. Kiedy pojawi się winyl i o co chodzi z tą piosenką?
MP: Planowałem ten winyl w czasie premiery płyty „Gumolit”, czyli w tamtym roku, późną jesienią. Rozmowy przebiegały z producentem winyli, zrobiła to niemiecka firma. Kilka tygodni temu dostałem od nich mastery do posłuchania i zweryfikowania, czy brzmi to ok. Było super. Czekam teraz na winyle. Oczywiście, wszystkie koncerty odwołałem, znaczy, wywalono mnie z nich, jak niepotrzebną rękawiczkę wiosną. Na psychikę ma to duży wpływ, bo wcześniej był COVID, który zaczął się kończyć w czerwcu. Miałem dużo grać z Tworzywem, z którym cały czas koncertuję, bo to taki mój główny zespół. Oni teraz cały czas koncertują, kilkanaście miesięcznie, a ja siedzę w domu i cieszę się, że mogę iść samemu do klopa. Postanowiłem, że jeden koncert z całej puli zagram. Może to się nie uda, może to szaleństwo. Chodzi o to, że 15 sierpnia miałem mieć w Warszawie, w klubie Bardzo Bardzo, premierę tego winyla. Ustawione to było już rok temu. Już raz mi odwoływano imprezę ze względu na COVID, teraz ten dzwon nieszczęsny. Wymyśliłem sobie, że zagram ten koncert dwoma palcami, które wystają z gipsu. Muszę poćwiczyć jeszcze, chociaż lekarz zabronił mi kategorycznie wyciągać rękę z ortezy. Więc spróbuję ją wyciągnąć 8-9 sierpnia, żeby cokolwiek tą ręką zrobić. Jeśli nie uda mi się nic tą ręką zrobić, to poproszę moich kumpli basistów, żeby każdy wykonał jakiś inny utwór w ramach akcji solidarnościowej. Chcę pokazać wszystkim, że nie umarłem tam, mam wolę walki. Na tym mi bardzo zależy. Jeśli się to nie uda, to przełożymy to na inny termin, czego wołałbym uniknąć.
radiomixx.pl: Piosenka "Gratulujemy"
MP: Jeśli chodzi o „Gratulujemy”, to zacząłem ją robić w lutym lub marcu. Wymyślałem wtedy pierwsze riffy na polskim basie z lat 60. zrobionym ze sklejki. Nic tak kartonowo nie brzmi, jak ten bas grany kostką. To jest piosenka dość rewolucyjna, ironiczna. Bałem się, że wpakują mnie za tę piosenkę do paki. Musiałbyś mi wysyłać pilniki z chlebem albo chleb z pilnikami. Później odkryłem, że muzyka Kazika Staszewskiego jest jeszcze bardziej dosadna. Miałem taki pomysł na tę piosenkę, by zrobić ją jako kolejny singiel. Artysta dziś musi pokazywać, że jest aktywny, musi to robić. Jestem artystą, więc muszę to tworzyć. To nie jest tak, że muszę dziś zrobić. Samo to działa. To nie mus, tylko to działa samoistnie. Sytuacja w Polsce jest skomplikowana, co mi się podoba w sumie, bo gdyby to były tylko różowe czasy, gdzie wszyscy wszystko mają, to gorsze piosenki bym pisał. Teraz, przez to, że jest to bardziej chropowate, to teraz ta muzyka jest taka inna. I nie tylko moja, bo to chyba właśnie tak działa, że ten świat dookoła oddziałuje na artystów. Pierwsza wersja piosenki mi się nie podobała, bo była za bardzo "muńkowa". Lubię Muńka Staszczyka, a to brzmiało jak jego piosenki z dawnych płyt. Więc odpuściłem, zrobiłem nowy aranż, napisałem inny tekst. Pierwszy szkic zrobiłem z użyciem perkusji z komputera. Bardzo mi zależało na Tomku Waldowskim, który jest moim ulubionym bębniarzem, poza Larsem Urlichem z Metalliki. Czekałem na niego długo, on też miał jakieś sprawy, obostrzenia covidowe. Nagrał mi to pod koniec kwietnia, czy nawet w maju. Późno dość. Oczywiście, to było genialnie zagrane. Ja ten bęben włożyłem w sesję nagraniową i nie zmiksowałem tego. Zająłem się czymś innym i ten utwór został chwilowo zapomniany, a później miałem dzwona i się tym nie zajmowałem. W tym samym czasie, kiedy nagrywałem tracki, moi kumple – Maciek Błaszkowski z Grzesiem Królikowskim – nagrali mi obrazki. Ja miałem wizję na klip, więc nagraliśmy to u nich w studio domowym. Grzesiu to, montował do kupy, kiedy byłem mocno poobijany. To była opaczność, że zrobiłem to wcześniej. Nie dałbym rady nagrać tego wcześniej ani tej piosenki, ani tego klipu. Nie ma takiej opcji. Jak już się czułem na tyle dobrze, by móc zostać wtaszczonym do studia, bo to był największy kłopot i usiąść na tyłku z połamaną miednicą, to mogłem zmiksować ten kawałek i zrobić z niego miks konkretny. Bałem się, że w wyniku wypadku percepcja mi się popsuła i zrobiłem coś nie tak w proporcji. Wysłałem ten utwór przyjacielowi – Robertowi Szydło – który jest świetnym masteringowcem, polecam go mocno. Chcę pokazać, że pomimo rozległego zniszczenia, byłem w stanie to ogarnąć.