10 listopada w Kinie Helios w Płocku miała miejsce premiera filmu „Anna Walentynowicz. Skąd przychodzimy, kim jesteśmy, dokąd zmierzamy".
Dokument ukazuje nieznane do tej pory fakty z dzieciństwa i młodości Anny Walentynowicz. Przedstawia niezmistyfikowane kluczowe wydarzenia z jej osobistej walki o wolność i bolesną epopeję rodziny pragnącej godnie pochować mamę i babcię. Nie jest to typowa biografia skupiająca się tylko na wątkach działalności publicznej, choć te będą mocno zarysowane, bo kamera producenta towarzyszyła bohaterce filmu przez kilkanaście lat, dokumentując jej wszystkie ważniejsze wystąpienia.
Równie ważne w dokumencie "Anna Walentynowicz. Skąd przychodzimy, kim jesteśmy, dokąd zmierzamy" są wątki osobiste, niezwykle mocne. Wątek "ukraiński" wywracający oficjalną biografię Pani Anny w kontekście jej pochodzenia. Wzruszające pierwsze spotkania syna i wnuka Pani Anny z "odzyskaną" rodziną. I cała epopeja posmoleńska - czyli poszukiwanie doczesnych szczątków Pani Anny przez syna i wnuka. Bolesna i trwająca do dzisiaj.
Dokument ukazuje historię prostej dziewczyny, która ze służącej zostaje polską bohaterką narodową. Niestety historia Anny Walentynowicz nie ma happy endu.
Przed filmem głos zabrali współautor Jerzy Zalewski, wnuk Piotr Walentynowicz i przyjaciel Jan Karandziej.
Jerzy Zalewski: jestem współautorem, jednych z dwóch reżyserów i producentem filmu o Annie Walentynowicz. Film powstawał 20 lat i te 20 lat nadało temu filmowi pewnej dramaturgi. Nie zdążyłem go zrobić, kiedy pani Ania żyła. Syn i wnuk postanowili dokonać ekshumacji zwłok pani Ani. Dwa lata później pojechaliśmy na Ukrainę, gdzie szliśmy szlakiem młodości pani Ani.
- Powstał film, który jest biograficzny i w pewnym sensie polityczny, bo pani Ania była osobą polityczną. To taka duchowa, metafizyczna podróż, poszukiwanie kogoś bliskiego po tamtej stronie życia. Chciałbym, by w ten film wprowadziło dwóch moich przyjaciół – między innymi wnuk pani Ani, Piotr Walentynowicz.
Piotr Walentynowicz: Ten film jest dla mnie bardzo emocjonalny. Ponieważ państwo mogą nie znać wszystkich sytuacji, faktów i miejsc, to tak bardzo skrótowo. W filmie zobaczycie państwo nasze poszukiwania ciała babci, ponieważ pomylono ciała przy pochówkach. W 2012 roku udało nam się dostać, z wielkimi trudami, do dokumentacji, która była skrywana w prokuraturze wojskowej, w jej kancelarii tajnej, cała ta dokumentacja medyczna babci. Po zapoznaniu się z nią stwierdziliśmy, że ta dokumentacja nie opisuje babci. Wskutek tego doszło do ekshumacji, sekcji zwłok. Część z tego będzie można zobaczyć na filmie. Ci prokuratorzy już w 2010 roku wiedzieli, że ciała są zamienione. W roku 2010 jakiś tydzień przed wylotem do Smoleńska, gdzie babcia się bardzo cieszyła, że prezydent ją zaprosił, by wzięła udział w obchodach. Ujawnienie prawdy o Katyniu towarzyszyło babci całe życie, domagała się tej prawdy, by ona znana. Babcia całe życie żyłą w przekonaniu, że cała jej rodzina została wymordowana. Jako młode dziecko została oddana na służbę do rodziny kilka wsi dalej. Ta rodzina niejako porwała 12-letnią babcię, uciekając z terenów Ukrainy, aż do Gdańska. Porwali ją, mówiąc, że cała jej rodzinna wieś została spalona przez Niemców i wymordowana. I babcia tak żyła w przekonaniu, że jest sierotą, przez pół wieku. Całkiem niedawno, bo w drugiej połowie lat 90. babcia przez przypadek odnalazła swoją rodzinę. Wszyscy żyli. Miałem okazję poznać siostrę babci w 2000 roku. Babcia jeździła na Ukrainę raz do roku. Nigdy nie skłoniło mnie to do przemyślenia, by zapytać „co więcej, co dalej?”. Babcia w 2010 roku, tuż przed wylotem, poprosiła mnie, byśmy razem pojechali na Ukrainę, kiedy ona wróci ze Smoleńska. Chciała, byśmy razem mogli poznać całą rodzinę babci. Babcia już ze Smoleńska nie wróciła. W filmie jest ukazana cała podróż, moja i ojca, śladami babci, tam, gdzie chciała nas zabrać. Odnaleźliśmy tę rodzinę i zobaczyliśmy to, co babcia nam chciała pokazać. Od siebie chciałbym dodać, że wszyscy postrzegają babcię jako osobę polityczną, która dokonała czegoś wielkiego. Z mojej relacji z babcią, może to zabrzmi banalnie, ale to najzwyklejsza babcia na świecie. Pełna miłości, wyrozumiałości dla nas, urwisów. Zawsze miała pod ręką pyszny obiad i coś słodkiego. Planowała wakacje. Zwykła i niezwykła babcia.
O Annie Walentynowicz kilka słów powiedział, jej przyjaciel Jan Karandziej.
Jan Karandziej: Pani Ania Walentynowicz była niewątpliwie niezwykłą kobietą. Myślę, że większość zna tę postać i trudno dodać coś nowego po tym wszystkim, co się o niej mówi. Chociaż przez jakiś czas była mało znana i żyłaby w cieniu Wałęsy. Była osobą bardzo szybko się uczącą. W filmie widać, jak przechodziła z pewnego stanu, będąc zwolennikiem tamtego systemu do wroga tamtego systemu, bo odkryła, że system nas zniewala. Podjęła walkę o Polskę i nieustępliwie trwała w niej do końca. Była odważna i jak coś zamierzyła, to na pewno doprowadziła do końca. Można to zauważyć przy sprawie Lecha Wałęsy. Wałęsa cały czas ją odpychał, wręcz z nią walczył. A Ania historycznie zwyciężyła i taka była rzeczywistość.
- taka sytuacja, która się zdarzyła, kiedy aresztowano mnie podczas pogrzebu jednego z naszych działaczy, który został zamordowany przez działaczy UB. Prowadzą mnie do celi, Ania usłyszała mój głos i krzyknęła „trzymaj się, ja tu jestem, nie damy się, nie bój się, nie poddamy się”. Będąc w więzieniu, dawała innym otuchy.