Co z tego, że rywal przyjechał osłabiony i miał do dyspozycji tylko 12. zawodników, że trybuny były po twojej stronie. Grałeś na własnym parkiecie, mogłeś korzystać ze wszystkich swoich 16. zawodników, byłeś liderem i niemal wszystko przemawiało za tobą. Jak się okazuje, dla Orlen Wisły Płock to jeszcze za mało i przegrała po bardzo słabym w swoim wykonaniu meczu z Industrią Kielce 29:34.
Mecze Orlen Wisły Płock z Industrią Kielce od bardzo wielu sezonów wzbudzają ogromne zainteresowanie. Bilety na to spotkanie rozeszły się w trzy godziny, komplet publiczności w Orlen Arenie oglądał starcie 24. serii Orlen Superligi pomiędzy Wisłą a Industrią. Choć ten pojedynek nie rozstrzygał o tytule mistrzowskim, to nie brakowało w nim emocji i dramaturgii. Pierwszą połowę dużo lepiej rozpoczęła drużyna przyjezdnych, która objęła prowadzenie 3:1. Dopiero bramka Michała Daszka w 12. min wyrównała stan meczu na 6:6, na ostatnie prowadzenie po 1:0 jak się później okazało, Wisłę wyprowadził rzut i zdobyta bramka Tin Lucina, po kwadransie grania było 8:7. Jednak to goście na parkiecie nadawali ton grze i ponownie zyskali przewagę 13:11, ku dużemu zdumieniu płockich kibiców. W 23. min bezpośrednią czerwoną kartę otrzymał Benoit Kounkoud po faulu na Tomaszu Pirochu. Strata zawodnika patrząc na grę przyjezdnych, nie zrobiła na nich chyba żadnego wrażenia. Dalej robili swoje. Wisła zdołała co prawda wyrównać na 14:14, ale w ostatniej akcji boiskowej, zamieszanie płockiej obrony wykorzystał Arciom Karalek, który niepilnowany z dziewiątego metra oddał rzut i zdobył gola. Na przerwę Industria Kielce schodziła z jedną bramką przewagi 15:14.
Pomimo fantastycznej interwencji Marcela Jastrzębskiego w bramce gospodarzy na samym początku drugiej części meczu, to goście lepiej weszli w druga połowę i uzyskali dwubramkowe prowadzenie 17:15. Pojawiające się straty własne Wisły zmusiły trenera Xavi Sabate do wzięcia czasu w 37. min, Industria Kielce wtedy już odskoczyła Nafciarzom na cztery bramki 20:16. Kolejne minuty przynosiły coraz więcej własny strat Wiśle, która gubiła piłki w prostych akcjach, Miha Zarabec dwukrotnie podał piłkę rywalowi, Gergo Fazekas był momentami bezradny, też oddał za darmo piłkę. Błędy gospodarzy skrupulatnie wykorzystywała Industria, która z każdym swoim ofensywnym atakiem odskakiwała coraz mocniej Wiśle, w 47 min było już 26:19. Gospodarze nie potrafili znaleźć swojego rytmu gry tego dnia, tak jakby poszli na wagary w pierwszym dniu wiosny. Przez pierwszy kwadrans drugiej połowy, Wisła rzuciła raptem cztery gole, oddając pięć, może sześć rzutów! Widać było niemoc w poczynaniach gospodarzy i w ataku i w obronie. Dla zawodników z Kielc nasze słabości to była woda na młyn i widać było, że dosłownie rosną na parkiecie z każdą minutą. Płoccy bramkarze nie pomagali i coraz bliżej końcowej syreny meczu zwycięstwa byli goście, którzy utrzymali wypracowaną w drugiej połowie przewagę i zasłużenie wygrali ostatecznie pięcioma bramkami. Orlen Wisła Płock - Industria Kielce 29:34.
Na pewno nie zawiedli kibice Nafciarzy, którzy w komplecie stawili się w Orlen Arenie i zagrzewali do ostatniej minuty swoją drużynę! Należą im się szczególne podziękowania i oklaski. Nie można tego powiedzieć o grze Wiślaków, w której nie było widać pasji, głodu zwycięstwa, gryzienia parkietu, zadziorności i boiskowej odwagi. To nie była ta Wisła, jaką chcemy oglądać. Jako kibice możemy się czuć mocno rozczarowani. Rywalizacja w piłce ręcznej może być przepiękną, ale i okrutną dyscypliną sportu, wczoraj gospodarzom pokazała tę bezlitosną stronę! To nie koniec, walka o odzyskanie prymatu na krajowych parkietach jeszcze przed Wisłą Płock, oby wczorajszy zimny prysznic, jaki otrzymali, tylko wzmógł sportową złość i pobudził Nafciarzy do doskonałej gry, że potrafią, to wiemy!
Orlen Wisła Płock - Industria Kielce 29:34 (14:15)
Orlen Wisła Płock: Jastrzębski 7/32 - 22%, Alilović 1/10 - 10% – Daszek 2, Zarabec 3, Lucin 8, Piroch 1, Serdio, Susnja, Fazekas 1, Krajewski 6, Terzić, Dawydzik, Mihić 6, Mindegia 1, Zhitnikov 1.
Przebieg zawodów: 1:0, 1:1, 1:2, 1:3 [5 min] 2:3, 2:4, 3:4, 3:5, 4:5, 4:6, 5:6 [10 min] 6:6, 6:7, 7:7, 8:7 [15 min] 8:8, 8:9, 9:9, 9:10, 9:11 [20 min] 10:11, 10:12, 11:12, 11:13 [25 min] 12:13, 12:14, 13:14, 14:15 [30 min] - 14:16, 15:16, 15:17, 16:17, 16:18 [35 min] 16:19, 16:20, 17:20 [40 min] 17:21, 17:22, 17:23, 17:24 [45 min] 18:24 [45 min] 18:25, 18:26, 19:26, 20:26, 21:26, 21:27, 22:27 [50 min] 22:28, 23:28, 23:29, 23:30, 23:31, 24:31, 25:31, 25:32 [55 min] 26:32, 26:33, 27:33, 28:33, 29:33, 29:34 [60 min].
Fot. Mateusz Zych
Michał Kublik
Reklama