Szczypiorniści Orlen Wisły Płock rozjechali się do swoich domów i udali na zasłużone wakacje. O podsumowanie minionego sezonu poprosiłem kapitana drużyny Michała Daszka. Zapraszam do lektury.
Rozpoczniemy od gratulacji z mojej strony i kibiców. Jeśli chodzi o ten zakończony sezon – wicemistrzostwo Polski, Puchar Polski, top 8 w Lidze Mistrzów, w pewnym momencie 7 miejsce w rankingu klubowych drużyn w Europie. Progres jest cały czas, więc należą się gratulacje.
- Dziękuję, chociaż jest duży niedosyt, bo ta końcówka sezonu mogła być kapkę lepsza w naszym wykonaniu. Jest progres, widać go gołym okiem, z tego się bardzo cieszymy. Cieszymy się również z tego, że wygrywamy ostatni mecz sezonu, bo to jest coś niesamowitego i to jest duża motywacja, duża mobilizacja, duża radość na cały ten okres urlopów. Byliśmy znowu blisko mistrzostwa Polski jak sezon temu. Nie udało się znowu, ale to pokazuje, że to, co robimy na treningach, to jest dobra praca i musimy dalej wierzyć w to, co robimy i iść w tym kierunku.
Do tego jeszcze wrócimy, ale zaczniemy od początku. Start sezonu bez Niko Mindegii i Gergo Fazekasa. W drużynie pojawiają się Daniel Sarmiento i Kosuke Yasuhira. To chyba w ostatnich latach rzadka sytuacja.
- Niestety, w tym sezonie mieliśmy bardzo duże rotacje na środku rozegrania i też duże problemy. Stąd też te transfery, wcześniej nieplanowane. Każdy, kto w tym sezonie występował na środku rozegrania, bardzo dużo nam dał i dołożył swoją cegiełkę do tego finalnego triumfu, jakim był Puchar Polski i najlepsza ósemka w Lidze Mistrzów. Wartość wszystkich naszych środkowych jest nieoceniona. Nie był to łatwy sezon, jeśli chodzi o tę pozycję, a to jest chyba najważniejsza pozycja, jeśli chodzi o atakowanie w piłce ręcznej. To jest reżyser gry, to osoba, która zawsze spędza najwięcej czasu z Xavim, ustalając te rozwiązania w ataku. Każdy z nich jest na swój sposób inny, więc zmieniała się cała gra naszego zespołu. Myślę, że każdy dał coś od siebie. Cieszę się, że ja tam nie musiałem występować, bo ja mam to już za sobą i wiem, jakie to jest trudne, jakie to jest obciążające psychicznie. Fajnie, że każdy ze środkowych dał radę i mimo tych kłopotów, coś udało się w tym sezonie osiągnąć.
Wrócimy teraz do tematu „wyjadaczy i żółtodziobów”, czyli młodych i starych. W tej pierwszej części sezonu występował Daniel Sarmiento – niezwykle doświadczony zawodnik, który swoją jakość i klasę pokazał w tym ostatnim meczu z Kielcami w rundzie jesiennie, który wygraliście. I młodziutki Japończyk, który skradł serca kibiców – Kosuke Yasuhira, zwany Sonikiem lub przez was Panasonikiem. I dlaczego o tym mówię? Bo po pierwszym meczu w Głogowie, kiedy rozmawiałem z Marcelem Jastrzębskim, który dostał swoje pierwsze 15 minut, dziś już, po sezonie uważam, że jest chyba najbardziej wygranym tego sezonu. Z drugiej strony, jak przyglądałem się tobie, jak z nim grasz w siatko-nogę na środku boisku, jaką opieką jest otaczany ten zawodnik przez starszyznę, to chciałem zapytać o te relacje starszych i młodych, tych doświadczonych i tych młodych, którzy dopiero przyszli do drużyny.
- Nie ma problemów, by te relacje były bardzo dobre między tymi doświadczonymi a tymi, którzy dopiero wchodzą w świat piłki ręcznej. Oczywiście, pokolenie tych młodych piłkarzy ręcznych jest nieco inne, niż jak ja zaczynałem. I też pokolenie tych doświadczonych zawodników też się zmienia. Kiedyś te grupy były bardziej zamknięte, a teraz jest to bardzo otwarta relacja. Nikt nie ma z tym problemu. Jeśli chodzi o relacje na przykład Kosuke czy Gergo z Danielem Sarmiento, Daniel jest zawodnikiem, który jest bardzo otwarty i dzieli się wiedzą, a ma jej ogrom. Nie było tu problemów, jeśli chodzi o sprawy sportowe i pozasportowe. Co do mojej relacji i Marcela – rodzina Marcela jest z Tczewa, ja też jestem z Tczewa, więc to pomogło. Znam jego wujka bardzo dobrze, który gra z moimi braćmi w klubie w Tczewie. Marcel też jest człowiekiem, mimo młodego wieku, bardzo dojrzałym i to na pewno pomogło mu w tym sezonie zdobyć to, co zdobył. To mega dojrzały facet. Sam jestem w szoku, bo w jego wieku nie byłem aż tak dojrzały. Mamy dobre relacje w zespole, nie ma czegoś takiego, jak młodzi-starzy. Wymieniamy się doświadczeniami. Fajnie zdobywać tę wiedzę, którą oni mają jako młodzi ludzie, a nam to umyka, bo jesteśmy starsi i te różne rzeczy są dla nas nowe.
Marcel, poza tym, że został objawieniem sezonu jako młodzieżowiec do 23 roku życia i bramkarzem sezonu, awansował po 20 latach do turnieju Mistrzostw Świata U-20. Jednocześnie, jako kolejny zawodnik Wisły, trafił do kadry reprezentacji Polski. To pokazuje, jakim potencjałem dysponuje ten młody zawodnik.
Superliga – można powiedzieć pełna koncentracja, skupienie na celu. Wygrana z Kielcami u siebie, mecz rewanżowy bliski był osiągnięcia mistrzostwa Polski. Nie udało się jednak. Skupię się tutaj na dwóch wypowiedziach twoich kolegów, które mocno mi utknęły w głowie. Sergiej Kosorotov po pierwszym meczu z Kielcami powiedział: „czuliśmy się na parkiecie, jak jedność, jak jedna drużyna, jedna rodzina i walczyliśmy o wspólny cel, jakim jest zwycięstwo i to się udało”. W Superlidze w pewnym momencie Przemek Krajewski odniósł się do tego pechowego meczu sprzed kilku sezonów z Pogonią Szczecin, mówiąc „mamy z tyłu głowy, gdzie jesteśmy, jaki jest nasz cel i na czym stoimy”. Było widać po waszej grze przez cały sezon, że doskonale zdajecie sobie sprawę, w jakim kierunku dąży ta drużyna. Finał był taki, że nie udało się osiągnąć tytułu mistrzowskiego. Jak ty to odbierasz jako kapitan? Czy faktycznie decyzje sędziowskie miały tutaj miejsce, czy po prostu zagraliście słabiej?
- Myślę, że ten mecz w Kielcach po prostu nam nie wyszedł. Nie był on dla nas łatwy. W piłce ręcznej i w każdym innym sporcie gra się tak, jak przeciwnik pozwala. My byliśmy naładowani, ale ten poziom naładowania i agresywności ze strony kielczan nas zaskoczył i to oni byli przez całe spotkanie stroną przeważającą. Przez ten początek, który nam nie wyszedł, ciężko było nam wejść w ten mecz i poświęciliśmy bardzo dużo energii, by wrócić do tego meczu mentalnie i fizycznie. To się udało. Myślę, że w tych najważniejszych momentach w końcówce spotkania, zabrakło nam po prostu sił, które straciliśmy wcześniej na dogonienie zespołu kieleckiego. To był zupełnie inny mecz niż ten grudniowy w Płocku. Łatwiej się gra mecze u siebie i to było widać. Chociaż ten mecz też był dla nas bardzo ciężki, to my byliśmy spokojniejsi przez zdecydowanie większą ilość naszych kibiców, którzy nas dopingowali. Trzeba zaznaczyć, że w Kielcach też fantastyczny był doping, czuliśmy się, jakbyśmy grali u siebie. Kibice zrobili wszystko, byśmy zdobyli ten tytuł mistrza Polski. Bardzo szkoda, bo teraz na chłodno możemy analizować ten mecz i w wielu sytuacjach mogliśmy zachować się lepiej, mogliśmy mieć więcej szczęścia, tak, jak ta jedna felerna sytuacja Przemka, gdzie piłka była mokra i akurat skozłował i gdzieś mu ta piłka uciekła. Mogło się to też zdarzyć zespołowi kieleckiemu, ale nie zdarzyło się, więc szczęścia też zawsze potrzeba do końcowego sukcesu. Szkoda. Teraz możemy sobie myśleć i zastanawiać się, co mogliśmy zrobić lepiej, ale wnioski wyciągnęliśmy szybko i na szczęście udało się o wiele lepiej zagrać w Pucharze Polski i gdzieś odbić porażkę w Superlidze.
Druga część sezonu – wraca Fazekas, Niko. Na nowo trzeba się przyzwyczajać do tych środkowych. Jak to wyglądało z waszej perspektywy? Zmieniają się zawodnicy, zmienia się charakter myślenia reżysera gry. Łatwo się przestawić czy trzeba to od nowa poukładać, pomimo że Niko doskonale znaliście, ale powrót po kontuzji sprawia, że inną charakterystykę ma zawodnik?
- Trzeba zaznaczyć, że Niko wraca po bardzo ciężkiej kontuzji i w tym sezonie nie widzieliśmy jeszcze tego Niko, którym chce być i którym był w tym zespole. Myślę, że w następnym sezonie da nam jeszcze więcej. Nie jest łatwo się przestawić, jeśli chodzi o style gry środkowych. Każdy z nich jest na swój sposób inny. Sonik jest najbardziej dynamicznym środkowym i za nim nadążyć na boisku też jest ciężko. Myślę, że nasza gra też się zmieniała w czasie sezonu, ale Xavi świetnie sobie z tym dał radę i do każdego naszego środkowego miał inne warianty gry. W ramach trwania tego sezonu my, rozgrywający, też nauczyliśmy się z nimi grać, więc nie była to przeszkoda. Stąd też pewnie różne wyniki w Lidze Mistrzów, bo też falowaliśmy z tą formą. Bo jednak grać jeden mecz z Sonikiem, jeden z Danielem, jeden z Gergo czy z Niko, to jednak ciężko się przestawić, szczególnie że te mecze mieliśmy co 3-4 dni, więc nie jest to łatwe zadanie.
Puchar Polski to mecz finałowy na zakończenie krajowych rozgrywek, w którym potwierdziliście i pokazaliście, że jesteście klasowym zespołem. To, co przed chwilą powiedziałeś o tych zmianach, o tych rotacjach, o tym, że potrafiliście, pomimo obiektywnych problemów, znaleźć w sobie takie pokłady energii i jakości gry, że rozgrywaliście te mecze na wysokim poziomie, a finał wygraliście zdecydowanie. Ten mecz jest jeszcze o tyle ciekawy, że byliście potężnie skuteczni w ataku w drugiej połowie. Chyba takiego meczu w tym sezonie nie było, żebyście kończyli niemal wszystkie piłki bezbłędnie.
- Jeszcze nie analizowałem tego meczu pod tym względem. Wiem, że gra w ataku wychodziła w tym meczu bardzo dobrze. Mieliśmy mnóstwo stuprocentowych, czystych sytuacji, a wiadomo, że w takich sytuacjach najłatwiej się rzuca bramkarzom. Z tego wynika nasza wysoka skuteczność rzutowa. Mieliśmy najwięcej sytuacji z 6. metra w tym meczu i byliśmy skuteczni, kończyliśmy je. Chcieliśmy ten mecz wygrać za wszelką cenę, chcieliśmy dać nam i kibicom, ludziom ze środowiska płockiej piłki ręcznej kolejny powód, by w nas wierzyli i byli z nami cały czas. Ładunek emocjonalny tego meczu tez był potężny. Byliśmy skoncentrowani na celu i myślę, że nasza charakterystyka zespołu jest taka, że bardzo dobrze gramy mecze fazy pucharowej – czy to w LM, czy teraz Puchar Polski. Może przyszłość przyniesie nam to, że będzie więcej tych meczów i będziemy jeszcze skuteczniejsi.
Przejdźmy teraz z boisk krajowych do tych europejskich, bo ten sezon to nie tylko Superliga, ale też powrót do Ligi Mistrzów. Zwycięstwem z Porto rozpoczęliście i zakończyliście grupowe rozgrywki. Jak się okazało – kluczowym do wyjścia z grupy meczem było zwycięstwo z SC Magdeburg u siebie po fenomenalnym meczu, nie tylko całej drużyny, ale przede wszystkim Marcela Jastrzębskiego. Choć te rozgrywki grupowe nie były do końca takie różowe. Zdarzały się momenty, że czegoś brakowało. Trudno być na fali non stop, zdarzają się momenty słabsze. Za to łut szczęścia, który otrzymaliście, ta szczęśliwa karta, którą dostaliście, została przez was w pełni wykorzystana i to pokazuje, że skorzystaliście ze słabości rywala i wykorzystaliście to na własną korzyść.
- Liga Mistrzów dosłownie nas zweryfikowała w tym sezonie, jeśli chodzi o fazę grupową i początek rozgrywek. Nie było łatwo, w końcu poziom gry jest o wiele wyższy niż w polskiej lidze. My sobie z tego zdawaliśmy sprawę, ale jedno to wiedzieć, a drugie to odczuć to na własnej skórze. Mieliśmy momenty, gdzie sami się zastanawialiśmy nad tym, czy aby ta praca, którą wykonujemy, jest wystarczająca, czy to jest to, co powinniśmy robić. Był taki moment w grudniu, kiedy po porażce z Zagrzebiem, szanse na wyjście z grupy były minimalne. Rozmawiałem wtedy z Mariuszem Betlejewskim i powiedziałem, że damy z siebie wszystko, bo innej drogi nie widzimy, żeby awansować, będziemy walczyć, nie będzie łatwo. Powiedziałem, że mamy jeszcze dwa mecze z Paryżem i z Magdeburgiem u siebie i że to są rywale na papierze mocniejsi od nas. Trzeba będzie wygrać i będziemy starali się to zrobić, żeby przywrócić szanse na awans do fazy play-off. I się udało. Fantastyczny mecz Marcela, bodajże 19 interwencji, to było coś fenomenalnego. W obronie staliśmy bardzo dobrze, pomogliśmy mu w tym meczu maksymalnie, aby zagrał fenomenalny mecz. Nie poddaliśmy się, wykorzystaliśmy szczęście, bo przecież też Zagrzeb jeszcze miał mecz w Porto, więc tego szczęścia mieliśmy ogrom.
Po Magdeburgu mecz w Porto był pierwszym meczem, gdzie odwróciliście wynik, doszliście rywala i wygraliście, co zapewniło play-offy. W każdym kolejnym meczu z Nantes i z Magdeburgiem odwracaliście wynik, goniliście i w Magdeburgu zabrakło 2. bramek do Final Four. To też pokazuje, jak długą drogą, ale bardzo skuteczną zrobiliście w tym sezonie, mentalnie i walecznie. To, co powiedział Xavi na jednej z konferencji, że teraz Wisła to są wojownicy.
- Fantastycznie to słyszeć. Bardzo dużą uwagę przykładamy do każdego przeciwnika i myślę, że nic nowego nie powiem, podchodzimy z bardzo dużym szacunkiem do każdego przeciwnika. Bardzo długą drogę przeszliśmy, by być tu, gdzie jesteśmy i wiemy, że stać nas na więcej. Xavi zawsze nas uczula, że mecze, w których prowadzimy to bardzo niebezpieczny moment. Piłka ręczna jest grą błędów i z doświadczenia wie, że po dobre fali przychodzi gorsza fala. Jesteśmy skoncentrowani w każdym meczu, w każdym momencie i myślę, że nam lepiej się gra, jak my musimy gonić niż trzymać bezpieczną odległość w trakcie trwania meczu. Mamy zawodników mega doświadczonych, którzy w tych momentach potrafią dać wiele na boisku i nas uspokoić, ale też wielu z nas ma doświadczenie na arenie międzynarodowej czy w reprezentacjach, w meczach Ligi Mistrzów, dzięki czemu jest łatwiej. W Magdeburgu zabrakło niewiele, mi jest bardzo żal tego meczu. Wiem, że daliśmy z siebie wszystko, graliśmy dobre spotkanie, ale Magdeburg tego dnia był lepszy i miał w składzie rewelacyjnego Kaya Smitha. To jest osiągnięcie, które jest bardzo rzadko spotykane, by zawodnik na 17 rzutów rzucił 14 razy. To jest coś fenomenalnego. Znaleźliśmy się bardzo blisko Final Four i wierzymy, że w przyszłym sezonie jesteśmy w stanie być równie blisko. Wszystko będziemy robić, by mieć szansę w przyszłym sezonie i być w Final Four.
W naszej rozmowie już padły te dane, że byliście na 7 miejscu w rankingu EHF. Znaleźliście się w top 8 Ligi Mistrzów. Wicemistrzostwo Polski, Puchar Polski. I to jest progres. Jest jeszcze jeden progres, który się wydarzył i myślę, że on was niesamowicie cieszy – to, co się wydarzyło w ostatnich miesiącach z atmosferą dookoła klubu i kibice, którzy też w końcu zaczęli dostrzegać drużynę i wartość głosu fanów na trybunach. Za każdym razem, kiedy pojawiali się tak tłumnie, to moment, który napawał mnie dumą jako kibica Wisły Płock.
- Nas również. Bardzo nas cieszy, że nasza postawa na boisku sprawia, że kibice w nas wierzą, że jeżdżą za nami wszędzie. Tak, jak miało to miejsce w Magdeburgu – fantastyczna atmosfera na trybunach. To jest coś niesamowitego, to jest coś, co nam daje radość i pokazuje, że to, co robimy, robimy dobrze i mamy się tego trzymać, mamy dalej tak ciężko pracować na treningach, żeby ci ludzie, nasi kibice z nami byli. Cieszę się, że wracamy do najlepszych kibicowskich lat w tym klubie. Wiem, że jest jeszcze spora rezerwa, jeśli chodzi o nas i kibiców. Mam nadzieję, że w tym kontekście też będziemy szli do przodu. Muszę wam za to serdecznie podziękować, drodzy kibice, bo to jest coś niesamowitego. Grać w Magdeburgu, gdzie ta hala jest bardzo gorąca, nie jest to typowa hala niemiecka, gdzie kibice przychodzą sobie pooglądać mecz jak na piknik, to tam być tą stroną, gdzie my słyszymy bardziej naszych kibiców niż kibiców Magdeburga, to jest coś niesamowitego. Mam nadzieję, że będziemy jeszcze bliżej siebie. Staramy się zacieśniać te więzi, robić lepsze relacje między nami. Mam nadzieję, że w przyszłym sezonie będzie jeszcze lepiej.
Po poprzednim sezonie powiedziałem coś takiego, że zdobycie Pucharu Polski to będzie moment, który spowoduje, że Wisła pójdzie do przodu, że to będzie to paliwo, które dolane do waszych baków sprawi, że będziecie jeszcze lepsi niż w poprzednim sezonie. To chyba się sprawdziło. A po tym sezonie powiem tak, że tym prognostykiem na przyszły sezon, tym paliwem są właśnie kibice. To jest ta atmosfera, ta energia, która może was ponieść jeszcze bardziej niż ten tytuł z ubiegłego roku.
- Tak i to wszystko zaczyna się zdobyciem Pucharu Polski rok temu. Myślę, że to miało kolosalne znaczenie dla EHF, który przydzielił nam miejsce w Lidze Mistrzów. Zasługiwaliśmy na to miejsce wynikami, ale też postawa naszych kibiców to bardzo ważny aspekt dla EHF. Ciesze się, że jesteście z nami, że pomogliście nam być tu, gdzie jesteśmy. Mamy tu jeszcze bardzo dużo do poprawy, jeśli chodzi o kibicowanie, o nas na boisku, o relację, o której wcześniej mówiłem. Wierzę, że w przyszłym sezonie będzie jeszcze lepiej. Dzięki wam jesteśmy tu, gdzie jesteśmy. Wczorajsze zakończenie, fenomenalna atmosfera. Czujemy wasze wsparcie.
Za nami tysiące przejechane kilometrów. Mogę tak powiedzieć, za nami?
- Tak możesz [śmiech]
Na gorąco, jakbyś mógł podsumować sezon.
- Dla mnie to był bardzo ciężki sezon psychicznie, jak i fizycznie. Miałem swoje problemy, o których nie będę dziś mówił. Ciężki sezon, który zwieńczyliśmy fantastycznym meczem i fantastycznym trofeum. Spory niedosyt, bardzo duży, bo czy mecz o mistrzostwo w Kielcach, czy mecz o Final Four w Magdeburgu – mogliśmy zagrać je lepiej. To nie jest coś takiego, że się nad tym użalam czy nie mogę spać w nocy z tego powodu. Wiem, że daliśmy z siebie wszystko. Wycisnęliśmy maksa z siebie w tym sezonie. I to nauczy nas na przyszły sezon, że te granice, które sobie stawiamy – ich po prostu nie ma. Jesteśmy w stanie awansować, rywalizować i wygrywać z najlepszymi zespołami w Europie. Mówimy tu o mistrzach Niemiec, o wicemistrzach Francji. Myślę, że to jest fantastyczny sezon, który dobiegł końca. I pierwszy raz od lat nie mamy większych zmian personalnych. Oczywiście, brak Sergieja to będzie coś, co będzie spędzało Xaviemu sen z powiek przez następne tygodnie. Myślę, że mamy zawodników gotowych wejść w jego buty. Nasza uniwersalność w ataku jest bardzo duża, czy Tin, czy nowo podpisani zawodnicy, czy gra z dwoma środkowymi na boisku jako lewy rozgrywający i środkowy i przyspieszenie tej gry – to będą nasze atuty w kolejnym sezonie. Mamy teraz bardzo dużo czasu wolnego, by naładować baterie. Nie jest to u nas normalne. Będziemy gotowi na przyszły sezon. W tym sezonie nauczyliśmy się siebie, zrobiliśmy bardzo duży krok do przodu, jeśli chodzi o pracę z Xavim, w końcu się dotarliśmy w 100%. Były treningi, gdzie pod koniec mieliśmy jeszcze siłę, chcieliśmy jeszcze trenować, a Xavi mówił, że nie. Poznaliśmy się w końcu, a to pozwalało nam później w meczu grać bardzo dobrze. Znamy się świetnie. Trzon zespołu jest utrzymany kilka lat. To też jest bardzo ważne, bo w tych najważniejszych meczach zgranie, doświadczenie są mega ważne. Z utęsknieniem czekam na przyszły sezon.
Jeszcze przed Final Four w Mannheim rozmawialiśmy i stwierdziłeś, że to pierwszy raz, kiedy drużyna zagrała na takim poziomie w rozgrywkach europejskich. Późnej w kolejnym sezonie były mecze, jak ten z Füchse Berlin, który zapewnił wam autostradę do Lizbony. Brązowy medal, kolejny sukces i kolejny kluczowy moment w rozwoju drużyny. Gdybyś ty się miał pokusić o kluczowy moment tego sezonu, jeśli chodzi o budowę i rozwój drużyny na przyszłość.
- Naprawdę ciężko, ale tak na gorąco, to to, co mi przyszło do głowy, to mecz rewanżowy fazy 1/8 Ligi Mistrzów w Nantes. Kompletnie nic nam się nie udawało od początku tego meczu. Nantes nas ogrywało bezlitośnie, grali o wiele lepiej od nas. I w szatni w przerwie męska rozmowa. Nie mieliśmy nic do stracenia, a wiedzieliśmy, jak dużo nam ten mecz może w tym sezonie dać, żebyśmy mogli uwierzyć w siebie i grać dalej w tak prestiżowych rozgrywkach, jak Liga Mistrzów, a wiedzieliśmy, że jest nam to potrzebne. Ta druga połowa, zgoła odmienna, fantastyczna obrona, wejście Ignacio do bramki, kilka razy w 100% sytuacjach ratował nam tyłki. To był fantastyczny mecz. Później przewaga, którą straciliśmy i rzuty karne, które sprawiały nam zawsze duże problemy, a w tym sezonie wyklarował nam się lider w tych karnych – Tin Lucin. Udało nam się rzucić wszystkie pięć i to było fantastyczne. Ja powiem, że to był ten mecz w Nantes, który też dał nam to, że byliśmy w stanie dalej grać z przeciwnikami z najwyższej półki, jak Magdeburg. Utrzymaliśmy ten rytm meczowy przez cały sezon, grając częściej, niż mogłoby mieć to miejsce, gdybyśmy odpadli w tych rozgrywkach.
Ze sceny praktycznie schodziłeś ostatni po pożegnaniu z kibicami. Nadal fani bardzo cię lubią. Robili sobie z tobą zdjęcia i w ogóle gdziekolwiek się pojawisz, to zawsze jest ktoś, kto chciałby z tobą zdjęcie. Otrzymałeś wczoraj taką przepiękną laurkę od młodego kibica, to było też wzruszające. Także ci kibice mówią, żeby wziąć Daszka z prawego rozegrania. Ja zawsze sobie zadaje pytanie, które mam z tyłu głowy – czy jeśli byłby to inny zawodnik na PR, to czy Wisła byłaby wyżej niż na 7 miejscu w rankingu klubowych drużyn w Europie?
- Nie wiem. Na szczęście nie ja muszę odpowiadać na to pytanie. Zobacz, jakie to wszystko bywa przewrotne. Był moment, kiedy mieliśmy kontuzję na tej pozycji. Ja dostałem szansę, myślę, że ją wykorzystałem i ta gra była dobra. Ja już od wielu lat nie czytam komentarzy, bo ktoś mądry mi kiedyś powiedział, że nie jest mi to potrzebne i tego się trzymam. Nie wiem, co ludzie wypisują. Część informacji do mnie dochodzi, bo chociażby moja rodzina to czyta i bracia lubią mi wbijać takie szpileczki tymi komentarzami i za to im dziękuję, bo to też jest ważne. Kilka lat temu, jak zaczynałem swoją przygodę w tak poważnym klubie, jak Wisła, to wiem, że ludzie nie mogli wyjść z zachwytu, chwalili mnie, mimo że czasem nie grałem wybitnie, to dla nich to było coś fantastycznego. I przyszedł sezon, gdzie nie wszystko się udawało. Poziom zespołów, przeciwko którym graliśmy, też był zdecydowanie wyższy i nie było mi najłatwiej. Było to widać, ja też to widzę i robię wszystko, by odzyskać poziom na tej pozycji, którą prezentowałem. Podobnie było w reprezentacji. Zaczynałem tam na rozegraniu. Udało się w meczu ze Słowenią zdobyć ważną bramkę i później zagrać na mistrzostwach na Słowacji, gdzie też prawie wszystko wychodziło. Ludzie byli zadowoleni. Teraz nie było kolorowo i każdy ma prawo do wydawania swojej opinii. Ja się też zgadzam, że to nie był mój najlepszy sezon na rozegraniu. To nie jest coś, co odbieram jako krytykę, bo myślę, że to obiektywna prawda, więc zgadzam się z tym. Co do mojej przyszłości na tej pozycji – nie jest to pytanie do mnie. Ja będę grał tam, gdzie będę potrzebny i zrobię wszystko, by w przygotowaniach, które zaczynamy w lipcu, odzyskać ten poziom, który prezentowałem na rozegraniu. Pierwsze koty za płoty w Lidze Mistrzów na tej pozycji, więc myślę, że gorzej nie będzie.
Nie miałem zamiaru pytać o prawe rozegranie, bo wiem, jakie jest twoje zdanie na ten temat. Wyszła bonusowa odpowiedź. Bardziej interesowała mnie ta kwestia, jak ty to odbierasz, jeśli chodzi o kapitana drużyny, o to, że kibice bardzo cię szanują, lubią i potrafią swoimi gestami pokazać ci aprobatę do tego, jakim jesteś zawodnikiem. Laurka – gdzie ona jest w tej chwili?
- W samochodzie jest, spokojnie. Mam ją, zachowałem ją. Lubię takie prezenty. W przyszłości, jak skończę już grać, będą to fantastyczne wspomnienia. Bardzo szanuję kibiców i dziękuję im za to, że też mnie szanują i moja pozytywna energia jest też bardzo dobrze odbierana. Cieszę się z tego. Zaznaczę też, że chociaż czasu na skrzydle spędzam mało, to nie utraciłem też tej smykałki, którą mam na tej pozycji. Ciesze się z tego, bo to nie jest łatwe. Wierzę, że kibice są bardzo wyrozumiali, jeśli chodzi o moją grę i za to im dziękuję. Będę dawał z siebie wszystko. Cieszę się, że to widać, bo myślę, że dzięki temu mamy między sobą wzajemny szacunek i miło mi to słyszeć, miło dostawać takie prezenty, jakie otrzymałem wczoraj.
Rozmawiał Michał Kublik.
reklama