Artur Stanowski został prezesem SPR Wisły Płock 1 marca 2023 zastępując na tym stanowisku Roberta Czwartka. Tuż u progu rozpoczęcia przygotowań i startu nowego sezonu 2023/24 zapytaliśmy sternika klubu co słychać i czego kibice mogą oczekiwać?
Objął pan stery klubu 1 marca bieżącego roku, w szczycie sezonu i przed najważniejszymi meczami – walką z Nantes i Magdeburgiem w Lidze Mistrzów oraz Barlinkiem Industrią Kielce w PGNiG Superlidze i Pucharze Polski. Ogrom emocji i niezwykłe doświadczenie kibicowskie towarzyszyło tym spotkaniom. To był nie tylko szybki kurs piłki ręcznej dla pana, także ten czas pokazał, czym jest piłka ręczna dla kibiców Wisły. Ile jeszcze pracy przed nami wszystkimi, by sięgnąć najwyższych celów?
- To zależy, ile czasu jest przed nami. Nie chciałbym wyznaczać sobie tego czasu, wolałbym wyznaczać cele, a celem jest historyczny udział w Final Four, skoro w tym roku był historyczny występ w Top 8, a o Final Four otarliśmy się już w tym roku po równej walce z Magdeburgiem i u nas, i tam. Ktoś mi odpowiedział na moje twierdzenie, że to detale decydowały, że może troszkę więcej niż detale. Z perspektywy czasu widzę, że niewiele brakowało, może to różnica jednego zawodnika, który w decydujących akcjach bierze piłkę i tę różnicę potrafi zrobić. To jest ten cel główny – Final Four. Nie chcę nic obiecywać i mówić, że zrobimy to w nadchodzącym sezonie. Nadchodzący sezon będzie trudny, ponieważ w terminarzu spotkań będzie bardzo dużo. Średnio co trzy dni od września będziemy grać, wchodzą play-offy i dlatego ta zasadnicza runda musi się wcześniej skończyć. Tu będzie decydowała dyspozycja, braki kontuzji. Jesteśmy wzmocnieni. Na pewno wiadomą jest Miha Zarabec, wiemy jak gra i na rozegraniu robimy krok do góry. W bramce też doświadczenie ogromne, chociaż niektórzy mówią, że Mirko Alilović przychodzi do nas na emeryturę, ale ja tak nie uważam. On bardzo dużo może dać drużynie i samemu Marcelowi, który będzie mógł spoglądać człowieka z ogromnym doświadczeniem. Marcel Jastrzębski może się wiele od niego nauczyć. Największą niewiadomą z naszych nowych piłkarzy jest Kiryl Samoila, młody chłopak. Ciężko pracuje teraz na siłowni, by być gotowym do gry i być do dyspozycji trenera. Jest też kilku młodych zawodników, którzy od 23 lipca rozpoczną zgrupowanie z pierwszą drużyną. Zobaczymy po kilku tygodniach, jak ta pierwsza drużyna nam się ukształtuje i zamknie. Jeśli chodzi o cele sportowe, to wyznacza je sobie też trener. Jeśli ja mogę je wyznaczyć z perspektywy zarządu, to bijemy się o mistrzostwo Polski i Puchar Polski, który teraz będzie w nowej formule. I jeśli udałoby nam się być znowu w tym Top 8, to będzie ten cel końcowy. W pierwszej kolejności myślmy o wyjściu z grupy, by każdy mecz w grupie zagrać dobrze.
Aktualnie Orlen Wisła Płock zajmuje 8 pozycję w rankingu klubowym europejskich drużyn. Zdajemy sobie wszyscy sprawę, że kluczowy w utrzymaniu pozycji i w walce o wyższe cele jest budżet. Nie jest zaskakujące, że z pana przyjściem fani wiążą oczekiwania realnego zwiększenia środków w kasie klubu. Jak to wygląda na ten moment?
- Na ten moment budżet jest konstruowany w perspektywie roku, a my gramy w perspektywie sezonu, więc budżet na ten rok jest zamknięty, ale nie jest zamknięty na przypływy. On zabezpiecza nam występy z tym składem, który mamy, z tymi zadaniami, które sobie wyznaczyliśmy. Pracujemy nad zwiększeniem budżetu. Zdaję sobie sprawę, że bez zwiększania budżetu na pierwszą drużynę, trudno będzie o lepsze wyniki sportowe. Sami widzieliśmy, jakie różnice na boisku robią zawodnicy, jak Kay Smits czy Gisli Kristjansson, ale to są tysiące euro. Można mieć ciekawego zawodnika, ale jeśli ma się zawodnika z topu, to potem w meczach on może zadecydować o rezultacie, jak ten Smits w meczu rewanżowym w Magdeburgu – 14 bramek potrafił rzucić i zadecydować o ich awansie do Final Four. Celem, jaki stawiam przed częścią administracyjną i marketingową, jest zwiększanie budżetu. Zmiana też pewnego myślenia, jeśli chodzi o nasze działania marketingowe. Z takiego marketingu wizerunku i reklamy, który robimy i którego nie przestaniemy robić, musimy przechodzić na marketing sprzedaży. To wszystko musi w tę kalkulację sprzedażową u nas wchodzić i z większą ekspansją, jeśli chodzi o pozyskiwanie sponsorów. Wiem, że dla kibiców sponsor zaczyna się od grubego miliona. Kiedyś przeczytałem, że 20-30 tysięcy to jest nic, trzeba iść w te miliony. Ja myślę, że żadnym groszem nie pogardzimy. Wolałbym opierać biznes na kilku nogach, mieć dywersyfikację, mieć 2-3 filary. Akurat mam takie trzy filary – miasto Płock, Orlen i Modular, które dokładają wspólnie bardzo dużą część procentową przychodu. Natomiast chcemy budować drugą nogę, czyli przychód ze średniego i małego biznesu. Dlatego od sierpnia wyjdziemy z ofertą dla każdego. Kiedyś była taka rozmowa i człowiek mówi: „kurczę, nie mam więcej, mógłbym dychę dać. Co mógłbym otrzymać?”. To zmusiło nas trochę do przeformułowania świadczeń i tego obszaru, co możemy zaoferować. Ta oferta jest na finiszu konstrukcji. Chcemy zbudować taką silną nogę sponsorską na małym i średnim biznesie. Spotykam się z europejskimi prezesami i rozmawiam. Nantes ma 375 partnerów. Pytam prezesa, ile lat mu to zajęło, a on mówi, że tyle, ile jest prezesem, czyli dziesięć. Tego się nie robi z roku na rok, ale to trzeba rozpocząć, trzeba mieć pomysł na to, trzeba mieć partnerów i ich wciągać w tę przygodę klubową. Magdeburg ma blisko 400 partnerów. Na naszym polskim podwórku ostatnio rozmawiałem z wiceprezesem Ostrovii z Ostrowa Wielkopolskiego. Udało im się 120 sponsorów pozyskać. I powiedział: „czasem jest to drobnica, ale nigdy nie wiemy, czy człowiek, który dziś przychodzi z pięcioma czy dwudziestoma tysiącami, za rok nie zrobi 500 tysięcy, a potem tak mu ten biznes pójdzie, a będzie tak zaangażowany w klub, tak się poczuje częścią, że zwiększenie budżetu będzie zależało tylko od jego możliwości”. Takie działania chcemy od września podjąć i ten biznes z Płocka i całego powiatu będziemy zapraszać do tego projektu biznesowego wsparcia klubu Wisły Płock.
Czyli możemy się spodziewać pierwszych efektów na początku przyszłego roku, biorąc pod uwagę to, co powiedział pan na samym początku, że rozliczenie klubowe jest rok do roku, a nie wiąże się z sezonem rozpoczynającym się w sierpniu, a kończącym się w czerwcu. Będziemy widzieć pierwsze efekty na początku roku?
- Mam nadzieję, że tak, że w nowo konstruowanym budżecie, nad którym będziemy pracować od października, wypracujemy większy budżet względem tego, który jest obecnie. Czasami rozmowa z partnerem może trwać 15 minut i ktoś mówi „wchodzę!”, a w innym przypadku rozmowy trwają 3-4 miesiące i jeszcze jesteśmy niedomknięci. To nie jest tak, że po pierwszej rozmowie ktoś podejmuje decyzje i mówi, że jest to na miarę jego możliwości i chce tu być. Często są to powroty, negocjacje, poszukiwanie oferty szytej na miarę, poznanie oczekiwań. My też chcemy robić to względem oczekiwań naszych partnerów, tak, by oni byli zadowoleni z tej współpracy z Wisłą Płock. Ja rozumiem, że kibice by chcieli ogromną markę, giganta, którą przyprowadzamy, ogłaszamy, ale jak to będzie gigant, to ta praca nie będzie trwałą 2-3 tygodnie, tylko kilka miesięcy. Trzeba się spotykać, pracować, spojrzeć inaczej, zrobić krok do tyłu, trzy do przodu i wtedy wypracuje się jakieś konkretne rozwiązanie.
Zbliża się nowy sezon. Zawodnicy po wypoczynku spotykają się 23 lipca w Orlen Arenie. 30 sierpnia rusza pierwszy mecz na krajowym podwórku. W połowie września start Ligi Mistrzów. Sporo uwagi poświęcił pan, przedstawiając się kibicom, jak wyobraża sobie dzień meczowy czy reformę sprzedaży karnetów i biletów. Czego możemy się spodziewać?
- Większej oferty, jeśli chodzi o obszar karnetów, który chcemy zaproponować. Moim oczekiwaniem jest większa frekwencja. Klub zawsze powinien robić tak, by była większa frekwencja. Sam też byłem kibicem i na mecze chodziłem i nigdy nie oczekiwałem, że ten klub w jakiś sposób zachęci. Po prostu szedłem na mecz, bo ten klub był w moim serduchu. Jak tylko czas mi pozwolił i byłem zdrowy, to na hali się meldowałem. Natomiast w tym roku średnia nasza z Superligi to jest 1240 osób na mecz, wyłączając mecz z Barlinkiem Industria Kielce. Jak dołączymy mecze z Kielcami, to średnia wzrasta do 1650 i lądujemy w Superlidze na 4 miejscu. Zdecydowanie możemy oczekiwać, że razem z kibicami wspólnie podniesiemy tą średnią. Jak ktoś powiedział „najlepiej byłoby wygrać mistrza, wtedy to się napędza”. Ja mam inną filozofię. Nie jesteśmy w trudnym momencie, mamy Puchar Polski i wicemistrzostwo Polski od 10 lat. My nie schodzimy z topu, nie schodzimy z pudła od 34 lat. Fajnie, że jest ten głód zwycięstw wśród kibiców i ja go też czuję i sam jestem głodny tego mistrzostwa. Nie wiem, czy po mistrzostwie Polski ludzie wykupiliby karnety. Jeśli my zaczniemy budować tę społeczność kibicowską w czasie „trudniejszym”, to kiedy przyjdą te grube lata, to my jeszcze tę frekwencję zwiększymy. Bardzo mi zależy na tym sezonie, by ta hala tętniła. Szczególnie że będą transmisje telewizji Polsat meczów Superligi. Polsat chce mieć produkt i potrafi to wykreować. Chciałbym, by Płock w nowym sezonie i kibice, którzy dali końcówką poprzedniego sezonu, tą fantastyczną wiosną pokazali, że są w stanie się zmobilizować. Szczególnie na wyjazdach, które były rekordowe i o których było głośno w Europie. To jest coś pięknego, jeśli mówi się nie tylko na podwórku krajowym o tym, ale też w Niemczech żyjącą Bundesligą. Potrafili zauważyć i docenić nasze wyjazdy w EHF. Chociaż EHF zauważa też naszą małą frekwencję w meczach Superligowych. Na meczach Ligi Mistrzów było średnio 3200 osób, więc nie jest źle.
Rozumiem, że oferta karnetowa będzie w taki sposób zmieniona w stosunku do poprzednich lat i może być o wiele atrakcyjniejsza dla kibiców?
- Mamy różne obszary na naszej arenie. Mamy obszar telewizyjny, który jest skierowany na sektory L1, K1, K, L, M. To są miejsca telewizyjne i będziemy próbowali zachęcić kibiców do zajmowania tych sektorów. Naturalne jest, że tam będziemy przygotowywać ciekawszą ofertę względem roku ubiegłego. Jest kilka pomysłów, jeśli chodzi o karnety. Dyskutowaliśmy długo o cenach i co z nimi zrobić – obniżać, podnosić? Jest inflacja, wszystko drożeje, wszystkie usługi idą do góry. Usługodawcy względem nas też w tym roku podnieśli ceny, w tych obszarach, które są u nas przerzucane na zewnątrz. I była taka pokusa, jednak zdajemy sobie sprawę z tego, że my chcemy halę wypełnić, więc mam nadzieję, że ta oferta, którą przedstawimy, sprawi, że kibice halę wypełnią. Jednak pamiętajmy, że każdy pieniądz w kupionym bilecie czy karnecie, to jest realne wsparcie klubu, bardzo realne. Przeliczałem, biorąc te 1600 osób średnio na mecz. Gdybyśmy mieli o 3000 więcej kibiców na meczu, to licząc średni bilet za 30 złotych razy wszystkie mecze w lidze krajowej i Lidze Mistrzów, to jest jakiejś 1 400 000 złotych dodatkowe.
Kiedy realnie poznamy ofertę, jeśli chodzi o bilety, karnety, ceny? Kiedy to się pojawi w przestrzeni publicznej?
- Wystartujemy z ofertą na przełomie lipca i sierpnia. Karnety już są drukowane. Firma Eventim, która współpracuje z nami w internetowej sprzedaży biletów, przygotowuje sobie narzędzia do ich sprzedaży. Posiadacze karnetów z ubiegłego roku będą mieć pierwszeństwo w zarezerwowaniu sobie swojego miejsca, które mają na Orlen Arenie, niektórzy od wielu lat.
Zapłacił pan karę w wysokości 10 000 złotych, nałożoną przez PGNiG Superligę?
- Jeszcze nie. Ponieważ w procesie dyscyplinarnym przebieg tego procesu powinien być jawny tylko dla stron uczestniczących, mogę tylko powiedzieć, że skorzystamy z prawa odwołania się i z tej ścieżki odwoławczej, która w naszym przypadku kończy się przed sądem arbitrażowym PKOl. Będziemy się od tej kary odwoływać, dlatego, że nie czujemy się w żaden sposób winni zarzutu nam postawionego i w związku z tym wymierzonej kary względem tego zarzutu.
Ma pan na myśli kary indywidualne dla pana, trenera i dyrektora sportowego i tę karę dla klubu?
- Kara dla klubu dotyczyła zachowania kibiców i naszego pisma, dotyczącego ilości błędów popełnionych w spotkaniu PGNiG Superligi.
Głośnym echem odbiła się sprawa "Wezwania przedsądowego". Czy to będzie miało jakiś dalszy ciąg, macie jakiś kontakt ze strony ZPRP, co z debatą, o której pisał klub, jak wygląda teraz sytuacja?
- Debata jest otwarta i jesteśmy po rozmowie ze związkiem, z szefem kolegium sędziowskiego. Jest chęć z ich i naszej strony, by ten mecz obejrzeć, ponieważ są spore rozbieżności, co do oceny tego meczu i tych fragmentów, które z tej analizy przygotowanej przez klub zostały zaprezentowane. Niemniej czekamy, taka jest też prośba ze strony związku, by te emocje się wyciszyły. Wtedy dopiero usiądziemy i porozmawiamy. Czy to będzie sierpień, czy początek rozgrywek – nie wiem, ale wiem, że siądziemy, bo taka jest wola. Rozmawiamy też z Superligą na temat naszego wsparcia ze strony Wisły, jeśli chodzi o taką pomoc w tym obszarze szkolenia sędziów. Tę chęć wyraziliśmy prezesowi Superligi – Piotrowi Należytemu. Rozmawialiśmy o kilku pomysłach. Kilka naszych pomysłów zostało pozytywnie przyjętych przez prezesa Superligi i teraz tylko musi o nich pomyśleć i wcielić je w życie.
O jakich pomysłach pan mówi?
- Rozmawialiśmy z prezesem o uzawodowieniu sędziowania w piłce ręcznej. Nie mówię, że wszyscy, bo to są ogromne budżety. W piłce nożnej było podobnie – od sędziego amatora, a dziś tych par mamy bodajże kilkanaście. Efekty tego są widoczne. Rozmawialiśmy, by zacząć od dwóch, trzech par. Na razie musimy siąść i zobaczyć, jaki byłby potrzebny budżet, gdzie takie środki pozyskać, jak wypracować ścieżkę awansu, bo tych par jest w Polsce kilkadziesiąt w Superlidze męskiej i żeńskiej. Musi być stworzony cały program, które pary mogłyby to być? Kiedy ten temat zaczynałem, to spotykałem się z opiniami, że może to za wcześnie. W polskiej przestrzeni sportowej nie występuje to nigdzie poza piłką nożną. Teraz jest taka chęć ze strony Superligi, by nad tym tematem się pochylić. To jest jeden z kilku pomysłów. Pozostałe dotyczą wewnętrznych procesów szkoleniowych czy ocen pomeczowych sędziów, które mogłyby służyć do wzrostu jakości sędziowania, a nie była tylko czymś, co kluby po meczu wypełnią, albo nie. W tych kierunkach rozmawialiśmy z Superligą.
Dla piłkarzy nowy sezon już wkrótce się rozpocznie. Dla pana sezon już trwa z całym jego bagażem i pierwszy w całości. Jaki stawia pan sobie cel organizacyjny, jeśli chodzi o zbliżający się sezon i najbliższe lata? I jakie jest pana marzenie sportowe?
- Jeśli chodzi o marzenie, to możemy sięgać daleko, ale małymi krokami. Na pewno chcemy wyjść z grupy LM. Spotkałem wielu optymistów, którzy uważają, że z łatwością powinniśmy wyjść. To jest sport. To, że Porto, z którym wygraliśmy dwa razy w ubiegłym sezonie, nie jest powiedziane, że nie sprawi niespodzianki w tym sezonie. To jest piłka ręczna i za to się ją kocha, za tę nieprzewidywalność. Metoda „na Małysza”, jak sam wielki mistrz mówił – najważniejszy jest najbliższy skok. Nie to, czy wygram turniej, czy zawody, tylko ten skok. Więc wyjście z grupy, ten dreszczyk awansu do Top 8. Ten wieczór z Nantes – chciałbym to przeżywać jeszcze nie jeden raz. W tym roku byłem pierwszy raz w Kolonii na Final Four – coś nieprawdopodobnego. Fantastyczna impreza, świetnie przygotowana, ogromne emocje, całe miasto tym żyło. Chciałbym tam z Wisłą Płock pojechać. Na ten sezon sportowo, gdybyśmy okrzepli w Top 8, to moje marzenie by się spełniło. Żeby to się spełniło to, moje drugie marzenie, by zdrowie zawodnikom dopisywało. Udało nam się zakończyć sezon spokojnie, bez kontuzji. A wiemy, że jak wypada jeden, drugi rozgrywający, jak ta gra może wyglądać, a tego grania będzie bardzo dużo. Od strony organizacyjnej – stawiamy sobie cel frekwencji średniej powyżej 2500 tysiąca osób na meczu Superligi. Minimum to jest 1600 osób, a musimy jeszcze te 900-1000 osób do każdego meczu zaprosić do Orlen Areny. Opracowujemy z grupą sprzedażową plan Klubu 100. Kiedyś w Wiśle to już było i chcielibyśmy do tego wrócić. Do końca roku do tego Klubu 100 chcielibyśmy pierwszych trzydziestu partnerów już zaprosić. Przed nami negocjacje z Orlenem, głównym naszym partnerem. Nasza umowa kończy się w czerwcu 2024 roku. Do rozmów trzeba będzie usiąść. To są właśnie takie rozmowy, których nie da się zrobić z tygodnia na tydzień, gdzie ktoś wysyła prezentacje. Zresztą ja nie lubię wysyłać prezentacji, wolę pojechać i sam prezentować. I tak robię, co jest ważne szczególnie teraz, gdy przedłużamy umowy. Pozyskanie partnerów to jest jedno, a sztuką równie ważną jest utrzymanie partnerów, których się ma. Od poniedziałku będziemy ogłaszać kolejne przedłużenia umów. Gdzieniegdzie udaje się zwiększyć budżet, w większości pozostaje na tym samym poziomie. Na rynkach jest różnie. Nagle musi iść w dół budżet, renegocjacja umów z zawodnikami, bo rynek, bo sytuacja w Ukrainie to wymusza. Mamy teraz przykład norweskiego Kolstad i jego kłopotów z budżetem. Te spotkania się odbywają. Ja praktykuję to, że lubię pojechać osobiście, lubię pokazać pomysły, które chcemy szyć na miarę potrzeb partnera. Jest firma, którą interesuje bardziej employer branding. Inna chce być w Wiśle, bo robi to dla pracowników, którzy przychodzą na mecze. Innej bardziej zależy na wizerunku i chce się pokazać w telewizji, więc musimy dobrać do tego świadczenia. Nie chcemy działać na jednej ofercie, którą wyślemy do wszystkich i sobie coś wybierzcie. Bardziej słuchamy, a potem przygotowujemy rozwiązania.
W przyszłym roku klub będzie obchodził 60 lecie. Czy w związku z tym jubileuszem szykowane są jakieś wydarzenia?
- Przygotowujemy się od strony komunikacyjnej i od strony niespodzianek gadżetowych, bo to też jest symbolika, którą chcemy zaproponować kibicom. Jeśli chodzi o obchody, to na wiosnę chcielibyśmy zrobić galę 60 lecia w Płocku. Jest jeden pomysł, który mogę zdradzić, bo to moje marzenie – chcielibyśmy część obchodów przenieść do Kolonii na Final Four. Czy tam będziemy jako drużyna, czy nie, to chciałbym tam dla partnerów, którzy pojadą z nami, ale również dla EHF i naszych klubów przyjacielskich, zrobić tam małą uroczystość w ramach dużego święta, jakim jest Final Four. Chcielibyśmy też dużo zadziałać prokibicowsko i wrócić historycznie do tego, co było. Wiem, że pan redaktor też coś ciekawego przygotowuje na to 60 lecie, więc też chcielibyśmy coś wspólnie podziałać. Może jakiś cykl wspólnych audycji? Zobaczymy. Na pewno chcielibyśmy zaznaczyć tę sześćdziesiątkę, bo to okrągła rocznica i ogrom historii. Będziemy chcieli tę historię przypominać i tych ludzi, którzy są jeszcze z nami w zdrowiu i sile angażować.
Z naszej rozmowy wynika, że jest i będzie sporo pracy, by osiągnąć te wszystkie cele i trzeba będzie włożyć sporo wysiłku, by osiągnąć to, co zamierza pan, klub i kibice, byśmy wszyscy cieszyli się z sukcesów, które w przyszłym, jubileuszowym roku i zbliżającym się sezonie przyjdą do nas.
- Chcemy iść do przodu, a jeśli chcemy iść do przodu, to ta praca jest konieczna. Ja to powtarzam od 1 marca i trener Xavi Sabate też to często podkreśla – Trabajar – po hiszpańsku „praca”. Widać to po wynikach sportowych, a ja widzę, ile pracy sztab szkoleniowy wkłada, żeby te wyniki osiągnąć. Widzę, jak zawodnicy podchodzą do tego. Poukładanie pracy w strategiczny plan da się przekuć w sukces. Jest przed nami praca, nie boimy się jej. Przygotowuję zespół do tej pracy, do tego, że ten rok jest rokiem wyjątkowym, ale musimy włożyć dużo serca do tego, by ten rok był dla nas fajny, szczęśliwy, z sukcesami sportowymi i organizacyjnymi. Marzy mi się kiedyś taka informacja z hasztagiem „cała arena w karnetach”. To by była bomba. Usłyszałem, że to mało możliwe. Dla mnie niemożliwe nie istnieje. To kwestia pracy. Wiadomo, nie zrobimy tego z sezonu na sezon, ale jeśli w tym sezonie zrobilibyśmy wzrost do 2500 średniej kibiców na meczach Superligi, to w przyszłym sezonie dźwigniemy to dalej. Ktoś powiedział, że gdybyśmy mieli mniejszą halę, to byłoby łatwiej. W Niemczech mają hale po 9000 i też je zapełniają. Jest to możliwe, lecz potrzebna jest praca na kilku polach. Jest spora grupa kibiców, która jest zaangażowana i chce pomagać, już pomaga, już się angażuje. Wierzę, że przy tej współpracy uda się nam to osiągnąć.
Rozmawiał Michał Kublik.
Reklama