Kiedy Julia Pietrucha nagrała pierwszą płytę, można było myśleć, że to jedynie krótki skok w bok od życia serialowego.
Julia Pietrucha / fot. źródło FB artystki
Kiedy artystka wydała kolejny album, wiadomo już, że muzyka to dla niej byt niezależny i chyba bardziej udany. Bo Julii udało się stworzyć swój styl – jest rozpoznawalna i charakterystyczna, a jej piosenki piękne i jakieś takie mało polskie. I nie chodzi tu tylko o to, że artystka śpiewa dużo po angielsku.
Julia Pietrucha - Folk it! Tour
„Folk it! Tour” to zbiór wybranych piosenek z dwóch albumów artystki. Pomysłem na ten materiał było nagranie ich w wersjach akustycznych, znacznie różniących się od tych znanych z płyt. Tutaj jest skromniej, kameralnie i bardzo folkowo, zgodnie zresztą z deklaracją artystki z tytułu krążka. Jeszcze raz możemy się więc upajać zgrabnymi piosenkami, z przyjemnością przypomniałem sobie zwłaszcza „Unda da Sea”. Do folkowego charakteru materiału mocno przyczyniły się obecne we wszystkich utworach skrzypce, dla mnie jest tego za dużo, za bardzo. Utwór, w którym instrument dobrze się wpisuje w piosenkę to „Niebieski”, jedyny polskojęzyczny w tym zestawie.
Na płycie są także 3 piosenki nowe: świetna „Home”, „With the Wind” i „Eyes of Lovers”. Stanowią one niezłe uzupełnienie całości, materiału szczerego i przekonującego. Taka prawdziwa muzyka, bez popisywania się i puszczania oczek do słuchacza to u nas zjawisko godne oklasków!
Wojciech Wądołowski
autor bloga: Pogotowie wokalne